"Było blisko". Mateusz Szczepaniak wie, jakie popełnił błędy

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak (pierwszy z lewej), podprowadzające i Troy Batchelor
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak (pierwszy z lewej), podprowadzające i Troy Batchelor

ROW przegrał w Gnieźnie ze Startem 44:45. Rybniczanie w pewnym momencie przegrywali już 10 punktami, ale zdołali odrobić większość strat. Żeby wygrać mecz, potrzebowali "tylko" zwyciężyć 5:1 w ostatnim biegu. Ostatecznie triumfowali 4:2.

Pierwszy do mety dojechał Kacper Woryna, a trzeci Mateusz Szczepaniak, który nie może sezonu 2018 zaliczyć do udanych. W porównaniu do poprzedniego roku jego postawa jest nierówna, a jazda dość chimeryczna. Zawodnik, który był liderem Arge Speedway Wandy Kraków, teraz lepsze biegi przeplata kompletnie nieudanymi. Podobnie było podczas meczu w Gnieźnie, gdzie zdobył 7 punktów (1,3,0,2,1).

- Nie chciałbym tłumaczyć swojej jazdy w kratkę, ale specyfika tego toru jest taka, że kluczową rolę odgrywa start i rozegranie pierwszego łuku. W trzecim biegu wyraźnie zostałem na starcie, natomiast w dziewiątym źle rozegrałem pierwszy łuk. Nie powinienem jechać środkiem toru, czyli najgorszą możliwą ścieżką. Rywale zaraz to wykorzystali i wzięli nas "w kanapkę". Zabrakło mi sprytu w tym elemencie - wyjaśnił.

31-letni żużlowiec przyznał, że nawierzchnia w Gnieźnie w niczym nie przypominała tej, na której ściga się drużyna z Rybnika. To był główny czynnik tego, że Car Gwarant Start Gniezno od początku kontrolował przebieg spotkania.

- Gospodarze jeździli u siebie, a ten tor jest dość specyficzny. Jest bardzo twardy i nie dość, że trzeba odpowiednio ustawić motocykle, to jeszcze trzeba się w niego wjechać. Na tak twardym torze trzeba umieć się ścigać i balansować ciałem. Trochę czasu nam zajęło dopasowanie się. Jak widać po końcowym wyniku, za długo. Zaczęliśmy odrabiać te straty za późno. Szkoda, że w 15. biegu nie udało mi się przywieźć 2 punktów, które dawały nam zwycięstwo - dodał.

Po dość niespodziewanych i zaskakujących wydarzeniach, które miały miejsce w 14. biegu (podwójne wykluczenie miejscowych przez sędziego Michała Sasienia), ROW Rybnik odrobił znaczną część strat. Przed ostatnią odsłoną dnia na tablicy widniał wynik 43:40. O rozstrzygnięciu losów tego meczu decydował Szczepaniak wraz z Woryną oraz Pavlic z Krcmarem. Ciężar tego wyścigu sprawił, że miał on dwie odsłony.

- W pierwszym podejściu nie było źle ze startu, jednak Pavlic przeciągnął mnie na wejściu i zakończyło się to dla mnie nieprzyjemnym i bolesnym uderzeniem w bandę. W wyniku zderzenia z "dmuchańcem" ucierpiała lewa ręka, która została lekko zbita. W powtórce zabrakło mi dobrego startu. Zostałem, a na trasie nie byłem zbyt szybki, żeby powalczyć o 2 punkty. Bardzo żałuję, bo było blisko - podsumował.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku

Komentarze (6)
avatar
Pablo2731
24.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gniezno bez obaw spotkamy sie w PO a wtedy w nominowanych nie pojadą młodzi tylko najlepsi tego dnia i 22 będzie ciężko wam uzbierać . Do zobaczenia w rybniku . 
avatar
sympatyk żu-żla
24.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jednym zdaniem Los nie sprzyjał .Przegrana taką różnicą idzie zrozumieć 
avatar
krecik start
23.06.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Błędem było przewracanie się w pierwszym łuku 15 biegu. Miał szczęście że sędzia go nie wykluczył bo wcześniej za to samo wyleciał Gała (bieg nr 5) 
avatar
yes
23.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Żeby wygrać mecz, potrzebowali "tylko" zwyciężyć 5:1 w ostatnim biegu" - 5-1 nie wynika tylko z samych chęci (lub niechęci)... 
AMON
23.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I sędzia z Gdańska nie pomógł :)