Skazany na żużel. Mirosław Berliński jest w Wybrzeżu od zawsze

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz  / Na zdjęciu: Mirosław Berliński
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Mirosław Berliński

Jeśli ktokolwiek był na stadionie Wybrzeża, przede wszystkim poza meczami, to duża szansa, że spotkał na nim Mirosława Berlińskiego. To osoba, która w klubie jest od zawsze, bez której nikt nie wyobraża sobie gdańskiego żużla.

Gdy Bogdan Berliński w 1963 roku przeprowadzał się do Gdańska po transferze z ROW-u Rybnik, po gdańskim parku maszyn po raz pierwszy biegał jego trzyletni syn Mirek. Później Mirosław Berliński zapisał się do szkółki i zdał licencję w czerwono-biało-niebieskich barwach, po czym w 1977 roku zadebiutował w lidze.

Przez całą żużlową karierę, do 1992 roku, reprezentował Wybrzeże. Z czynnym uprawianiem sportu musiał się rozstać po kontuzji, po zdobyciu 2174,5 punktów w lidze dla swojego klubu. Nie zniechęciło to go jednak do tej dyscypliny. - W 1993 roku pracowałem jako kierownik zawodów. Od 1995 roku zostałem zatrudniony na stanowisku kierownika drużyny i od tego czasu nieustannie pracuję w biurze w Gdańsku - powiedział Mirosław Berliński, do dziś najskuteczniejszy żużlowiec Wybrzeża w historii.

Teraz kluby sportowe, to prawdziwa marketingowa machina. W latach dziewięćdziesiątych na stadiony przychodziły tłumy, a w klubach nie trzeba było wiele, by zachęcić kibiców do pójścia na mecz. - Z biegiem czasu dochodziło mi coraz więcej obowiązków. Swego czasu wysyłałem faksem informację o meczu do czterech redakcji sportowych na Pomorzu i to wystarczyło. Do tego mieliśmy tablicę informującą o meczach, której wynalazcą był ś.p. Lechosław Bartnicki. Teraz działa to już inaczej, te obowiązki przekazałem już kolegom z biura, a sam skupiam się na sprawach typowo formalnych jak dbałość o kontakty z PZM-otem, czy służbami miejskimi - zauważył Berliński.

W klubie mocno doceniają pracę biurową legendy Wybrzeża. - Pan Mirek, bo tak o nim mówimy, to postać bez której trudno wyobrazić sobie Wybrzeże. Sprawy, które należą do zakresu obowiązków wykonuje niemalże perfekcyjnie, nie ma możliwości, by coś go zaskoczyło. Być może właśnie dlatego czasem bywa praktycznie niezauważalny, bo najwięcej hałasu dostarczają zwykle tematy problemowe. Jego bardzo dużym atutem jest również to, że jest osobą w Gdańsku doskonale znaną, co otwiera mu bardzo wiele drzwi. On sam często żartuje, że sprawy beznadziejne załatwia od ręki, a na cuda trzeba poczekać trzy dni. Co ciekawe to stwierdzenie nie jest dalekie od rzeczywistości - powiedział wprost Mariusz Kędzielski, który z Mirosławem Berlińskim dzieli jedno biuro już od sześciu lat.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku

Sam Mirosław Berliński, który przez lata stronił od wypowiadania się w mediach, ze skromnością podchodzi do tego, jak dużą, często niewidoczną pracę wykonuje w klubie. - Nie ma ludzi doskonałych, tylko ten się nie myli, kto nic nie robi, ale co mogę powiedzieć? Jakoś to wszystko ogarniam. Od lat załatwiam w różnych instytucjach sprawy dla klubu, przez ten czas wypiło się wiele kaw, spędziło się wiele godzin na rozmowach, czy przyniosło kilka czekolad w zamian za miłą współpracę. Od nikogo nie można się odcinać, dla każdego trzeba być przyjaznym - wyznał obecny trener Wybrzeża i te słowa doskonale oddają jego stosunek do świata.

Mirosław Berliński przez lata nie wybudował sobie jednak marki trenera, który byłby pierwszym wyborem dla Wybrzeża Gdańsk. - Często zdarzało się, że prowadziłem treningi w zastępstwie. Byłem też trenerem na minitorze w 2009 i 2010 roku, kilka razy byłem przy pierwszej drużynie. Przede wszystkim musiałem dbać o to, co robiłem. Wydaje mi się, że swoje obowiązki wykonywałem dobrze. Były momenty, w których musiałem łączyć wiele obowiązków, jednak przede wszystkim trzymam pieczę nad sprawami organizacyjnymi - podkreślił.

W ciągu ostatnich lat często bywały tygodnie, w których gdański tor leżał odłogiem i nie było komu przeprowadzić treningu lub dla kogo go zorganizować. - Bywały takie sytuacje i to boli, ale nie można wychodzić przed szereg. Nigdy nie chciałem się wcinać w niczyją pracę. Obserwowałem sytuację, ale wnioski zachowywałem dla siebie. Po to jest tor żużlowy i adepci, by mogli oni sobie po nim jeździć. Tylko tak nauczą się żużla - stwierdził trener, który obecnie przygotowuje do licencji na dużym torze czterech adeptów. Oni oraz ich młodsi koledzy z minitoru w najbliższych latach mają wzmocnić formację juniorską Zdunek Wybrzeża.

Skoro Mirosław Berliński sprawia się w roli trenera, czy chciałby pełnić tę rolę również w kolejnych latach? - Nie do mnie należy ta decyzja i nie wiem jak jestem postrzegany wśród zawodników i zarząd. Będą rozmowy i będę wiedział. Cały czas robię swoją pracę biurową, przeprowadzam treningi i pozostaję do dyspozycji zarządu Wybrzeża Gdańsk - podsumował.

Źródło artykułu: