Wojciech Ogonowski. Tropem wilka: Dziwne praktyki FIM-u. Powinniśmy promować wyniki na torze (felieton)

Temat "dzikich kart" co roku wraca jak bumerang. Ile i czy w ogóle powinny być przyznawane? Kto zasłużył, a kto dostanie, bo opłaca się to biznesowo? Dyskusji nie brakuje. Swoimi decyzjami prowokuje je też FIM.

Wojciech Ogonowski
Wojciech Ogonowski
Wiktor Lampart na prowadzeniu WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Wiktor Lampart na prowadzeniu
Tropem wilka to cykl felietonów Wojciecha Ogonowskiego, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Ostatnio na tapecie były stałe zaproszenia do Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. O ile kandydatura Filipa Hjelmlanda nie budziła większych zastrzeżeń, o tyle Filipa Hajka i Davisa Kurmisa już tak. Widząc co wymyśliła FIM zrobiłem tylko wielkie oczy, zresztą myślę, że nie tylko ja.

Przyjęto zasadę, że każdy kraj - organizator finału, powinien mieć przynajmniej jednego stałego przedstawiciela w cyklu. Pomysł z Hajkiem początkowo wydał mi się fatalny. Żeby go w miarę łagodnie scharakteryzować, trzeba by napisać, że po prostu nie jest zawodnikiem, który rokuje na przyszłość. A poza tym w tym roku kończy wiek juniora. Skoro już musi być Czech, to dlaczego on, a nie młode wilki - Jan Kvech albo Petr Chlupac? Decyzja wydawała mi dziwna, ale tylko do czasu.

ZOBACZ WIDEO PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi 2018

A to dlatego, że jestem zwolennikiem przyznawania "dzikich kart" tylko w ostateczności. W przypadku kiedy ktoś miał wyjątkowego pecha i przez nieszczęście nie mógł uzyskać przepustki do zawodów. W innych sytuacjach powinno się przede wszystkim promować pierwszych przegranych eliminacji, bo to im "dzikie karty" zabierają miejsce. Sprawdziłem więc raz jeszcze wyniki trzech turniejów eliminacyjnych i okazało się, że ten Filip Hajek na króciutkim torze w Libercu pojechał zawody życia i był pierwszym przegranym. Wobec tego ta "dzika karta" jest zasłużona, nawet jeśli nie zdobędzie w tych mistrzostwach ani jednego punktu.

Ta sama sytuacja dotyczy Hjelmlanda. Zostaje jednak ten trzeci, czyli Davis Kurmis. Mówiono, że to talent, ale jakoś nie może się znaleźć z formą. W odróżnieniu od Hajka, nie błysnął nawet w eliminacjach. Dostał jednak zaproszenie, bo w nich w ogóle wziął udział, natomiast Oleg Michaiłow nie. Ale czy Kurmis w jakikolwiek sposób zasłużył, żeby jeździć w IMŚJ? Nie. Czy jego obecność na liście stałych uczestników sprawiła, że na trybuny finału w Daugavpils przyszło więcej kibiców? Nie licząc jego rodziny i znajomych - raczej nie. Przechodnią dziką kartę otrzymał Michaiłow i to on był magnesem na kibiców, co zresztą potwierdził na torze.

Zaproszenie dla Kurmisa jest dużym nieporozumieniem ze strony FIM-u. "Dzikie karty" dostali pierwsi przegrani z Liberca i Vetlandy, więc trzecią powinien otrzymać pierwszy przegrany eliminacji w Rawiczu, a więc Wiktor Lampart. Choć tu zaczynają się kolejne schody, bo regulamin FIM-u przewiduje, że w mistrzostwach dany kraj może mieć maksymalnie pięciu stałych reprezentantów, a my tylu właśnie mamy (ten przepis to już temat na osobną dyskusję). Zatem zaproszenie powinien otrzymać kolejny zawodnik z tej rundy, czyli Niemiec Daniel Spiller. Promujmy wyniki na torze.

Swoją drogą zastanawiam się jak to z tym Michaiłowem naprawdę było i czy Łotysze mieli świadomość, że nie wystawienie go w eliminacjach będzie skutkowało nie przyznaniem stałej "dzikiej karty". Kilka tygodni wcześniej mieliśmy podobny przykład w Niemczech. Na Grand Prix Challenge "dzikiej karty" nie otrzymał nominowany przez gospodarzy Kai Huckenbeck, tylko Martin Smolinski. Chyba nikt nie ma wątpliwości kto jest obecnie lepszym zawodnikiem. Huckenbeck podobnie jak Michaiłow nie pojechał w eliminacjach i mogło to być planowanym działaniem. No bo skoro federacja zapewnia, że cię nominuje, to po co tracić czas?

Wojciech Ogonowski

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z autorem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×