Łukasz Kuczera: Brawa dla Janowskiego i Zmarzlika. Żużlowcy bez ambicji dali radę (komentarz)
Maciej Janowski najlepszy w Grand Prix Szwecji, Bartosz Zmarzlik na najniższym stopniu podium. Jak na żużlowców bez ambicji i woli walki, całkiem nieźle. Polacy w najlepszy możliwy sposób odpowiedzieli Andrzejowi Witkowskiemu.
Aż nie wytrzymał Andrzej Witkowski. Były prezes PZM oraz wiceprezydent FIM zaatakował reprezentantów Polski. Usłyszeli oni, że brakuje im ambicji, że nie mają woli walki na arenie międzynarodowej. Efekt jest taki, że chociaż mamy najlepszą ligę świata, to w całej historii zdobyliśmy "aż" dwa złote medale IMŚ. Ten ostatni w roku 2010 za sprawą Tomasza Golloba.
Nie wiem czy do naszych żużlowców dotarły słowa Witkowskiego, ale odnoszę wrażenie, że tak. W Hallstavik zobaczyliśmy ich w najlepszym wydaniu. Maciej Janowski imponował inteligencją na torze, z czego słynie od wielu lat. Bartosz Zmarzlik, również w swoim stylu, szalał na dystansie i nie było dla niego pozycji straconych. Przełożyło się to na dwa miejsca na podium. Dzięki Janowskiemu usłyszeliśmy w sobotni wieczór Mazurka Dąbrowskiego. Po raz pierwszy w tym sezonie.
O tym jak krzywdzące były słowa Witkowskiego najlepiej świadczy jazda Zmarzlika. W biegu finałowym, w którym do końca walczył o drugą pozycję, nie było widać aby brakowało mu determinacji i zadziorności. Zresztą, to właśnie ta chęć walki i odniesienia zwycięstwa sprawiły, że Zmarzlik został w kontrowersyjnych okolicznościach wykluczony w półfinale Grand Prix Danii w Horsens. Gdyby nie dość teatralny upadek Nickiego Pedersena, to prezes Witkowski musiałby zmienić narrację.
ZOBACZ WIDEO PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi 2018Na sukces w SGP składają się bowiem nie tylko wola walki i chęć zwycięstwa, ale również łut szczęścia. Bez niego trudno odnieść sukces. Janowski po zawodach w Hallstavik ma na swoim koncie 47 punktów i zajmuje czwarte miejsce w cyklu. Nie jest bez szans na medal, a gdyby nie został wykluczony w Pradze, gdyby miał trochę farta w Horsens z polami startowymi... Gdyby. Czasu oczywiście nie cofniemy. Trzeba jednak wierzyć, że przyjdą też takie zawody, kiedy to Polakom los ułatwi życie, a nieco utrudni je Taiowi Woffindenowi czy Fredrikowi Lindgrenowi.
I żeby nie było za kolorowo. Niestety, jest jeden żużlowiec z Polski, który odstaje w mistrzostwach świata. Nazywa się Przemysław Pawlicki. Oglądając go w akcji podczas sobotniego Grand Prix Szwecji można było mieć skojarzenia z Chrisem Harrisem, który przez wiele lat startował w SGP, choć miał spore problemy ze zdobywaniem punktów. W Hallstavik nawet Craig Cook potrafił dorzucić więcej punktów do swojego dorobku niż zawodnik MRGARDEN GKM-u Grudziądz. Pawlicki miotał się na torze, nawet gdy był na czele stawki, to nie potrafił dowieźć punktów do mety. Rywalizacja w mistrzostwach świata jest dla niego bolesną lekcją.
Trudno oczekiwać od Pawlickiego walki o medale IMŚ, skoro w PGE Ekstralidze ma średnią 1,804. Polskiego żużlowca od Chrisa Harrisa różni jednak to, że sam wywalczył sobie awans do SGP na torze. I też nikt po sezonie nie przyzna mu jednej ze stałych "dzikich kart". Jeśli 26-latek nie chce, aby mistrzostwa świata były dla niego krótkim epizodem, powinien przeczytać słowa Witkowskiego, znaleźć w sobie dodatkowe pokłady motywacji i wziąć się w garść. Bo gorzej być nie może.
Follow @Kuczer13
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>