Honorowy prezes PZM Andrzej Witkowski od pewnego czasu jest surowym recenzentem polskich zawodników startujących w Grand Prix. Znakomity występ i wygrana Macieja Janowskiego w szwedzkiej rundzie w Hallstavik oraz trzecie miejsce Bartosza Zmarzlika nie zmieniło jego nastawienia. Prezes recenzuje całokształt tegorocznych dokonań Polaków i poddaje pod rozwagę pomysł zmian personalnych w teamach naszych żużlowców.
- Cieszę się z wygranej Janowskiego w Hallstavik, ale bez przesady, bo ja nie patrzę, jak większość komentatorów, że Maciej ma punkt do brązowego medalu. Ja widzę, że on odrobił tylko dwa punkty do lidera cyklu Taia Woffindena - zwraca uwagę Witkowski. - W tym tempie nie prześcignie Anglika, bo zostało sześć turniejów do końca, a Maciej ma 18 punktów straty. Łatwo policzyć, jak to się skończy, jeśli założymy, że co zawody będzie odrabiał dwa punkty. A to wcale nie jest takie pewne, bo następny turniej odbędzie się w Cardiff, gdzie Woffinden będzie faworytem.
Zasadniczo prezes Witkowski nie jest zachwycony tym, jak przebiegają zmagania w tegorocznej GP. - Zmarzlik trzy lata temu zdobył brąz, a teraz walczy o utrzymanie w ósemce. Dudek rok temu był wicemistrzem, a teraz rywalizuje ze Zmarzlikiem o utrzymanie. Wyskoczył ostatnio Janowski, co nie zmienia mojego zdania o naszych zawodnikach. Mają mentalność drobnych ciułaczy, a ja wolałbym, żeby mieli mentalność mistrzów świata - komentuje Witkowski.
Wieloletni działacz jest przekonany, że potrzebna jest głębsza refleksja. Rzuca pod rozwagę pomysł, by polscy zawodnicy odeszli od rodzinnych teamów. - U Zmarzlika tata, u Janowskiego tata, u Dudka to samo. Pragnę przypomnieć, że dopóki Władysław Gollob, którego szanuję, był w ekipie Tomasza Golloba, to nie potrafił on zdobyć złota. Dopiero jazda na własną rękę dała mu tytuł, którego pragnął on i kibice. Każdy psycholog powie, że relacja syna z ojcem wiele rzeczy utrudnia. Moi idole Jason Crump i Tony Rickardsson mieli czasami znakomitych mechaników, czy menedżerów, ale to oni byli w swoich teamach liderami. Trudno jest być liderem w zespole, w którym jest ojciec. Zwłaszcza jeśli jest to osoba, którą syn darzy szacunkiem - zauważa prezes.
- Polacy mają papiery na dobrą jazdę, ale przełom jakoś nie nadchodzi, dlatego potrzebna jest refleksja - kontynuuje Witkowski. – Żaden Pedersen, Woffinden czy Hancock nie ma rodziny w teamie. Nasi zawodnicy muszą skończyć z tatami stojącymi u ich boku i mamami, które negocjują ich kontrakty. Układ rodzinny jest dobry na pewnym etapie, ale w końcu trzeba od niego odejść. Przykładów, gdzie przyniosło to dobry wpływ, trochę by się znalazło, bo nie tylko Gollob na tym zyskał.
- Oczywiście, niech Janowski walczy o medal, a Zmarzlik z Dudkiem niech spokojnie się utrzymają, ale jak już spokojnie dojadą i zajmą bezpieczne miejsce, to niech koniecznie przemyślą, to co mówię. Jeśli chcą być mistrzami, muszą odejść od rodziny, usamodzielnić się - przekonuje prezes PZM.
- Na koniec mam też apel do organizatorów Grand Prix w Toruniu - mówi Witkowski. - Chciałbym ich prosić o to, żeby dali dziką kartę Maksymowi Drabikowi, który właśnie stara się usamodzielnić i radzić sobie bez taty. W tym roku walczy o drugi tytuł mistrza świata juniorów i to mnie cieszy, ale za chwilę będzie młody Drabik zawodnikiem gotowym do jazdy w Grand Prix. Toruńskie doświadczenie z pewnością mu się przyda.
ZOBACZ WIDEO PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi 2018
nie masz pan pojęcia o czym pan piszesz...pora na emeryturę i wieczorki taneczne w Ciechocinku....życzę Czytaj całość