Już od dłuższego czasu trwa dyskusja, że zwycięzca rundy zasadniczej nie dostaje żadnej nagrody przed fazą play-off. Taka drużyna przez większość sezonu może jechać znakomicie, a później - po jednym słabszym meczu - potknąć się w półfinale i zakończyć rozgrywki.
- Faza play-off musi zostać. Amerykanie podchodzą biznesowo do sportu i dlatego stosują takie rozwiązanie. Jeśli chcemy, żeby ludzie przychodzili na stadiony, to tego nie można ruszać. Warto jednak byłoby docenić tych, którzy w rundzie zasadniczej byli najlepsi - komentuje nasz ekspert Jacek Gajewski.
- Na razie korzyści dla zwycięzcy nie ma żadnych. Nie widzę różnicy pomiędzy miejscem pierwszym a czwartym. Kolejność rozgrywania meczów? Niektórzy już mówią, że jazda najpierw na wyjeździe nie jest dobra, bo później trzeba odrabiać i mierzyć się z presją. Jeśli przyjmiemy taki punkt widzenia, to wygrana w rundzie zasadniczej może być wręcz przeszkodą - zauważa Gajewski.
Były menedżer Get Well Toruń proponuje powrót do rozwiązania, które funkcjonowało już w przeszłości. Jego zdaniem w fazie play-off drużyny powinny rywalizować do dwóch zwycięstw. Wtedy drużyna, która po rundzie zasadniczej była niżej w tabeli, miałaby utrudnione zadanie, bo musiałby wygrać na obiekcie rywala. Zwycięzca miałby atut własnego toru z prawdziwego zdarzenia, a poza tym zarobiłby dodatkowe pieniądze ze sprzedaży biletów.
- Minusów takiego rozwiązania za bardzo nie widzę. W rozgrywkach ligowych mamy przerwy, więc wydaje mi się, że znaleźlibyśmy dodatkowe terminy - podsumowuje Gajewski i dodaje, że taki system należy wprowadzić w PGE Ekstralidze, Nice 1.LŻ i 2. Lidze Żużlowej.
Dodajmy, że rozwiązanie, o którym mówi były menedżer Get Well, funkcjonowało w pierwszej lidze w sezonie 2007. Wtedy awans do elity wywalczyła Stal Gorzów, która pokonała w finale rozgrywek KM Intar Lazur Ostrów Wielkopolski.
ZOBACZ WIDEO Leszek Blanik: Jak ktoś jest najlepszy, to wygrywa z każdego pola