Dziwna historia Nicolaia Klindta. Duńczyk dotarł do Ostrowa po meczu

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Nicolai Klindt
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Nicolai Klindt

Bez swojego lidera, Nicolaia Klindta, do meczu z OK Kolejarzem Opole przystąpili żużlowcy MDM Komputery TŻ Ostrovia. Duńczykowi odwołano lot i nie dotarł na czas do Ostrowa. W parku maszyn pojawił się po 15. wyścigu i odetchnął z ulgą.

Kiedy żużlowcy MDM Komputery TŻ Ostrovia schodzili z toru po tym, jak podziękowali swoim kibicom za doping w niedzielnym meczu z OK Kolejarzem Opole, podszedł do nich Nicolai Klindt, który przywitał się z kolegami i przepraszał trenera Mariusza Staszewskiego za perypetie związane z jego startem w tym meczu. - Co tu dużo mówić. Była nerwówka, bo jechaliśmy z mocnym rywalem bez swojego lidera. Patryk Dolny jednak dał radę - skomentował zaistniałą sytuację Mariusz Staszewski.

Po meczu Nicolai Klindt opowiedział, jakie przygody spotkały go o poranku na lotnisku Luton pod Londynem. - Mój lot był opóźniany cztery razy. Wyszedłem rano z hotelu o godzinie 6:00. Otrzymałem wtedy wiadomość, że mój lot jest opóźniony do godziny 10:20. Pojechałem na lotnisko, na które dotarłem o 6:30. Starałem się zmienić rezerwację biletu na Katowice lub Wrocław. Niestety, wszystkie loty miały pełne obłożenie - tłumaczy Duńczyk.

Gdyby zarezerwowany lot przez Klindta faktycznie rozpoczął się o 10:20, nie byłoby problemu, żeby reprezentant MDM Komputery TŻ Ostrovia dotarł na czas do Ostrowa. - Kiedy czekałem na lotnisku na ten mój opóźniony lot, pojawiły się następne informacje o tym, że opóźnienie jest o kolejne 20 minut, a później, że jednak samolot wyleci z Luton dopiero o godzinie 12:10. Byłem bardzo zły, bo wiedziałem, że w takiej sytuacji nie zdążę na mecz. Szybko rozpocząłem jeszcze poszukiwania połączeń z Heathrow do Berlina oraz ze Stansted do Berlina. Niestety, wszystkie były za późno, abym zdążył do Ostrowa - dodaje Klindt.

Duńczyk w tej nerwowej sytuacji był cały czas w kontakcie ze swoim mechanikiem, który przebywał w Ostrowie oraz trenerem Mariuszem Staszewskim. - Później okazało się, że lot znów jest przełożony na 12:40. Próbowałem się kontaktować z obsługą linii lotniczych, ale nikt nie był w stanie mi pomóc. Cały czas grzały się także telefony z mechanikiem, Piotrem oraz trenerem ostrowskiej drużyny. Byłem bardzo sfrustrowany, bo od 6:30 przebywałem na lotnisku, ale nie mogłem się z niego ruszyć. Byłem po prostu uziemiony - skarży się nasz rozmówca.

Ostrowski klub rozważał początkowo opcję startu z Nicolai Klindtem, który mógł dotrzeć na stadion z lekkim opóźnieniem. - Rozmawiałem o tym z trenerem, ale nie było pewności, o której ostatecznie przylecę do Polski, a później dojadę na stadion. Uważałem, że lepszym rozwiązaniem jest wstawienie do składu Patryka Dolnego. Zawsze lepiej, kiedy zespół liczy siedmiu, a nie sześciu zawodników. Dotarłem na stadion dwie minuty po zakończeniu ostatniego wyścigu. Bardzo się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że koledzy poradzili sobie beze mnie i wygrali ważny mecz -zakończył jeden z najskuteczniejszych żużlowców 2.LŻ.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

Komentarze (6)
avatar
MAT rix
31.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
panie Kmiecik dziwnym to jest pan .... 
avatar
Feldkurat Katz
31.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bach też się spóźnił do Poznania przez problemy na lotniskach - nic dziwnego w tym nie widzę, zdarza się. 
avatar
Przecież to ja
31.07.2018
Zgłoś do moderacji
3
3
Odpowiedz
Co dziwnego w tej historii,po prostu chłopak solidnie wykonuje swoją pracę i z nią się identyfikuje.Jak się miał zachować,jak Hancock który w sobotę nie przyjechał do Rawicza,bo bał że się zesr Czytaj całość
avatar
karol3414
31.07.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Może i dobrze się stało, Patryk dał radę, klub wygrał, rachunek za mecz niższy, a i Patryk coś znów zarobił, pewnie ostatni raz niestety (o ile nie zajdą nieoczekiwane okoliczności).