Unia Tarnów ma poważny problem. Spadek zagląda w oczy coraz mocniej

WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Jakub Jamróg w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Jakub Jamróg w kasku niebieskim

Unia Tarnów przegrała ze Stalą Gorzów (38:52) i mocno skomplikowała sobie sytuację. Teraz nie ma już miejsca na wpadki. Musi oglądać się też na bezpośrednich rywali. A jeszcze niedawno wydawało się, że beniaminek utrzymanie ma w kieszeni.

W tym artykule dowiesz się o:

- Skomplikowaliśmy sobie sytuację. Naszym problemem jest to, że nie wygrywaliśmy meczów na wyjeździe i teraz jest, jak jest. To jest największa bolączka. Sami postawiliśmy siebie pod ścianą - mówił otwarcie Jakub Jamróg. Jego słowa w pełni oddają sytuację beniaminka. W Tarnowie wszyscy liczyli, że zwycięstwa na własnym torze dadzą spokojne utrzymanie. Problem jednak w tym, że Unia już po raz drugi straciła u siebie punkty.

Do końca rundy zasadniczej tarnowianie mają jeszcze jeden mecz na własnym torze z forBET Włókniarzem Częstochowa. Fakty są takie, że muszą go bezwzględnie wygrać. Przydałby się jeszcze punkt bonusowy przywieziony z Torunia (w pierwszym meczu wygrali 51:39), choć to będzie bardzo trudne. Zakładając jednak optymistyczny scenariusz, czyli zdobycie trzech ligowych punktów, może się nawet okazać, że mimo wszystko będzie to za mało, aby uniknąć degradacji.

- Mamy teraz bardzo mały margines błędu. Każdy z nas walczy. Wiem też po sobie, że przed sezonem nikt na mnie nie liczył, że będę w stanie robić po dziesięć punktów. Ja jednak zaskoczyłem wszystkich, ale teraz kiedy pojechałem słabiej, pojawiają się głosy zawody. Nikt nie jest jednak maszyną i nie wystrzega się błędów. Mogę zapewnić, że będziemy się starać i zrobimy wszystko, aby się utrzymać - zapewnia krajowy lider Grupy Azoty Unii Tarnów.
Swoją drogą w Tarnowie wszyscy nie mogli się nadziwić, że po tak dobrym początku meczu z Cash Broker Stalą Gorzów, w połowie zawodów gospodarze jakby przestali jechać. Wyglądali na zagubionych, niedopasowanych do torów, a największą bolączką były przegrywane starty. - Trzeba byłoby pytać każdego zawodnika z osobna, jaki miał problem. U mnie było odwrotnie. Słabo zacząłem, ale końcówkę miałem bardzo dobrą. Mieliśmy też trochę pecha. Mój bieg przerwany, defekt Artura Mroczki na prowadzeniu. Czasami tak jest, że jak się jest wytrąconym z rytmu, to wszystko leci na łeb, na szyję - tłumaczył.

Jamróg po dwóch zerach, które ustrzelił na początku, stracił rytm i w jednym z biegów w ramach rezerwy taktycznej zastąpił go Nicki Pedersen. Jeszcze jedną szansę otrzymał w wyścigu nominowanym, wygrywając go z dużą przewagą. - Podejrzewam, że gdyby mój pierwszy bieg nie został przerwany, to bym go wygrał. Wtedy by już poszło. W takich sytuacjach podejmuje się nerwowe ruchy i nie wychodzi. Kiedy przyjeżdżasz ostatni, myślisz o tym, żeby coś zmienić w ustawieniach sprzętu. Jednak nie zawsze jest to właściwa droga. Trochę ten mecz był dla mnie pechowy. W ostatnim biegu zmieniłem motocykl, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Szkoda, że tak późno - dodał.

W najbliższej kolejce Unia zmierzy się na wyjeździe z Get Well Toruń. Jeśli straci punkt bonusowy, to jej sytuacja stanie się tragiczna. W zasadzie będzie to duży krok w stronę Nice 1.LŻ.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po tarnowsku

Źródło artykułu: