Do przyszłorocznego cyklu awansowali Janusz Kołodziej, Antonio Lindbaeck i Niels Kristian Iversen. Cała trójka miała już swoje pięć minut w stawce. - Z roku na rok robi się to coraz mniej emocjonujące. Jeżdżą ci sami zawodnicy. Kołodziej, Lindbaeck i Iversen jeździli już w GP i wypadli. Dlaczego? Bo byli za słabi. Tymczasem awansowali po raz kolejny. Żadnych nowych twarzy. To nudne - twierdzi Jan Krzystyniak.
Nasz ekspert zwrócił uwagę na ciekawy aspekt, często widoczny w eliminacjach do cyklu. - Doświadczony zawodnik naprawdę potrafi się spiąć w decydującym momencie. Wówczas wszystkie swoje siły ładuje właśnie w finał eliminacji. Przygotowuje, co ma najlepsze i robi wynik. To nie jest zaskoczenie, że awansowała ta trójka - tłumaczy były żużlowiec i ma rację. Widać to chociażby po przykładzie Chrisa Harrisa, którzy notorycznie kompromitował się w gronie najlepszych, a w GP Challenge jechał jak natchniony. Jeśli nawet tam mu się nie powiodło, otrzymywał dziką kartę. Kibice nie byli w stanie na niego patrzeć.
Jakie jest zatem rozwiązanie? - Na pewno należy coś zmienić w systemie eliminacji. W GP jeżdżą zawodnicy, którzy często nie radzą sobie w lidze. Widzimy zatem, jaki jest poziom tych turniejów. Zmiany są konieczne, by uatrakcyjnić formułę. W przeciwnym razie za kilka lat może być problem, by znaleźć kibiców chętnych do przyjścia na takie zawody - kończy Jan Krzystyniak.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław