Patent Juricy Pavlica na "turystę" sprawdził się

WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: Jurica Pavlic
WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: Jurica Pavlic

Jurica Pavlic od początku sezonu podkreśla, jak ważna jest dla niego jazda bez zbędnej presji. Swobodne podejście stara się przenosić na kolegów. Z meczu na mecz robi to z coraz lepszym skutkiem dla ogółu zespołu.

Ekipa z pierwszej stolicy Polski na cztery kolejki przed zakończeniem sezonu zasadniczego miała na swoim koncie 15 punktów, dzięki czemu plasowała się na trzecim miejscu w tabeli. Dotychczasowe wyniki sprawiły, że gnieźnianie nie dość, że są już pewni utrzymania w gronie pierwszoligowców na kolejny rok, to jeszcze mogą sporo zamieszać w kontekście krystalizowania się czuba ligowej tabeli Nice 1. Ligi Żużlowej przed zbliżającą się rundą play off. Jednym z pierwszych pomocnych kroków w tym kierunku było zdobycie punktów w piątek Łodzi. To się udało, Start zremisował 45:45, a do tego zgarnął bonus za wygrany dwumecz.

- Założenie przed meczem mieliśmy jedno - pobawić się i zobaczyć nowy stadion. Plan wykonaliśmy w nadmiarze, bo wypracowany luz i atmosfera w drużynie dodatkowo sprawiły, że wyjeżdżamy z  Łodzi z dwoma punktami - przyznał Jurica Pavlic, tymczasowy kapitan Car Gwarant Start Gniezno, autor 7 punktów i bonusu.

Chorwackie, "zabawowe", podejście do żużla w teamie czerwono-czarnych sprawdziło się. Do końca zawodów realna była szansa nawet na zwycięstwo. - Doradzaliśmy sobie po każdym biegu i robiliśmy korekty. To zaowocowało. My tylko mogliśmy, nic nie musieliśmy i to zaprocentowało. Wiem, że chłopacy trenowali na Motoarenie przed tym meczem. Moim zdaniem to jednak inna geometria i specyfika toru - wyjaśnił.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

Z każdą fazą spotkania łodzianie byli coraz bardziej bezradni. W ich szeregi wkradła się niepotrzebna nerwowość. - Gospodarze jechali ostro i nie do końca fair w niektórych momentach, ale rozumiem ich. Tak to jest, kiedy presja na wynik jest zbyt duża - skomentował obcokrajowiec zespołu z pierwszej stolicy Polski.

Kontrowersyjnie było między innymi tuż przed linią metą biegu piątego, kiedy to Hans Andersen zdecydowanie wywiózł wyprzedzającego go Marcin Nowak. Sytuacja nie zakończyła się upadkiem, ale miała wpływ na końcowy rezultat tego wyścigu. - Decyzja zapadła taka, a nie inna. Trudno. Moim zdaniem nie było to czyste zagranie ze strony rywala i powinno się zakończyć choćby ostrzeżeniem dla Duńczyka - ocenił.

W pierwszej fazie zawodów Chorwat jeździł w kratkę. Przed czwartym swoim biegiem  zdecydował się na zmianę motocykla. - W przedmeczowych rozmowach z chłopakami z drużyny zapewniałem, że moje silniki nie tracę mocy przez wyższe temperatury.
Miałem w sobotę zawody na podobnym torze. Testowałem nowy silnik. Spisywał się on na tamtej nawierzchni obiecująco. Z takim mylnym spotkania podszedłem do zawodów. Po trzecim stracie zmieniłem motocykl i to poskutkowało lepszą zdobyczą punktową oraz możliwością walki na dystansie - wyjaśnił 29-letni żużlowiec.

- Muszę przyznać, że trafiłem na serię wadliwych tarczek sprzęgłowych. Zbyt często się palą. Nieraz tak jest, że tracisz sporo pieniędzy a wadliwy towar możesz tylko wyrzucić do śmieci. W żużlu tak to bywa. Nie ma na nic gwarancji - dodał.

Już  w niedzielę podopieczni Rafael Wojciechowski udadzą się do Piły na kolejny ligowy mecz. - Pojadę tam z tym samym nastawieniem, co do Łodzi. Chcę się pobawić się i zobaczyć stadion. Nigdy wcześniej w Pile nie byłem. Mam nadzieje, że tarczki nie będą się palić, a potencjalne korekty będą szły w dobrym kierunku - zakończył Pavlic.

Źródło artykułu: