Można to uznać za kontrowersję. Marcin Nowak był mocno poddenerwowany ostrym wejściem przeciwnika. Nic dziwnego, bo po jego ataku banda przybliżyła się niebezpiecznie mocno. Niewiele brakowało, a doszłoby do groźnej kraksy. Ostatecznie Nowak utrzymał się na motocyklu i minął linię mety na trzecim miejscu, a para Orła Łódź cieszyła się podwójnym triumfem.
Po zdecydowanym ataku Hansa Andersena pojawiły się dyskusje na temat ewentualnej kary. Niektórzy sugerowali nawet, by Duńczyka wykluczyć. To chyba jednak za dużo, bo przecież żużel to nie szachy i czasem takie akcje też się zdarzają. Wydaje się jednak, że ostrzeżenie za stworzenie niebezpiecznej sytuacji Andersen śmiało mógł dostać. Innego zdania był sędzia Michał Sasień.
- Myślę, że sędzia powinien wyciągnąć konsekwencje. Jestem zawodnikiem, który zawsze jeździ fair. Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem. Myślałem, że to będzie kierowane też w moją stronę. Gospodarze jeździli niefajnie. Później Hans Andersen zaliczył upadek. Sędzia postąpił słusznie, bo to było typowe położenie się. Ja też mogłem się położyć, ale niech wygra sport, a nie ruchy strategiczne - ocenił Nowak.
Sam Andersen nie czuł, by przekroczył ustalone przepisy. Po wyścigu Nowak spojrzał mu w oczy. Wówczas został zripostowany. - Szyderczo się śmiał. Życie go ukarało tym wykluczeniem. Jest 1:1 - podsumował reprezentant Car Gwarant Startu Gniezno.
Nowak nawiązał do wykluczenia Duńczyka z wyścigu 13. Wówczas doświadczony obcokrajowiec upadł po kontakcie z deflektorem motocykla Adriana Gały. Arbiter nie dał się nabrać na sztuczkę Andersena.
ZOBACZ WIDEO: Do czego służy zawodnikom lewa i prawa noga?
[color=#000000]
[/color]