Lindgren i Zagar mogli nie zdążyć na mecz. Prezes miał plan awaryjny

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Fredrik Lindgren
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Fredrik Lindgren

Michał Świącik przed spotkaniem forBET Włókniarza z Falubazem nie mógł spać spokojnie. Wszystko z powodu Mateja Zagara i Fredrika Lindgrena. - Było duże zagrożenie, że nie dojadą na mecz - zdradza prezes częstochowskiego klubu.

Na torze forBET Włókniarz Częstochowa nie pozostawił Falubazowi Zielona Góra żadnych złudzeń. Gospodarze byli o klasę lepsi od rywala, wygrywając 52:38. - Na pewno nie byłem spokojny o wynik. Miałem na uwadze zeszłoroczny mecz z GKM-em, przed którym ostrzegałem ówczesnego trenera Lecha Kędziorę. Tak samo było tym razem. Na szczęście spotkanie ułożyło się dla nas pozytywnie. Wiedzieliśmy, że Falubaz jedzie o wszystko, a wtedy tworzy się atmosfera podwyższonego ryzyka - zdradza Michał Świącik w rozmowie z Radiem FON.

Prezes forBET Włókniarza przed spotkaniem z Falubazem nie był spokojny nie tylko o wynik. Sporo nerwów kosztowało go też małe zamieszanie z udziałem Fredrika Lindgrena i Mateja Zagara, którzy w sobotę rywalizowali w Grand Prix Skandynawii w Malilli. Choć brzmi to paradoksalnie, częstochowianie nie mogli w pełni cieszyć się z sukcesów swoich zawodników, którzy stanęli na podium w GP.

- Najgorsze było to, że nasi zawodnicy, którzy stanęli na podium, musieli zostać w Malilli trochę dłużej, niż inni żużlowcy, bo wzięli udział w konferencji prasowej, a następnie spotkali się ze sponsorami. Było duże zagrożenie, że nie dojadą na mecz. Już w nocy byłem w kontakcie z władzami PGE Ekstraligi, bo nie wyobrażałem sobie sytuacji, że zostaniemy skrzywdzeni tylko dlatego, że moi zawodnicy pojechali w finale GP i mielibyśmy wystartować w spotkaniu ligowym bez Zagara i Lindgrena. Dzięki Bogu wszyscy zdążyli, a jeśli by nie zdążyli, to bym zrobił tak, by zdążyli. Nauczyłem się tego przez lata - tłumaczy.

Jeszcze słowo o kibicach, którzy w niedzielę licznie zjawili się na SGP Arena Częstochowa. W sumie na trybunach zasiadło 16 tysięcy fanów, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę. Taka frekwencja nie jest dziełem przypadku.

- Robimy, co możemy, by wychodzić do kibiców. Tworzymy różnego rodzaju akcje marketingowe i społeczne. Nie ukrywam, że wydajemy też niemałe fundusze na kampanie m.in. internetowe. Efekt jest taki, że o Włókniarzu mówi się nie tylko w Częstochowie. Mam informacje, że niektórzy otwierają stronę internetową klubu z Hiszpanii, a tam pojawiają się banery reklamujące mecz w Częstochowie - wyjaśnia Świącik.

ZOBACZ WIDEO PGE IMME i gorące słońce letniego żużla

Źródło artykułu: