Po 3000 złotych plus VAT dostali polscy żużlowcy startujący 10 sierpnia w Pucharze Europy do lat 19 w fińskim Varkaus. Oburzył się na to prezes Cash Broker Stali Gorzów, dowodząc, że taki wyjazd kosztuje 12 tysięcy. Także Sławomir Kryjom stwierdził na Twitterze, że pomoc nie pokryje nawet kosztów paliwa i biletu na prom. - Reszta na barkach zawodnika. To wszystko w ramach promocji żużla. Komentarz zbyteczny. Nagroda za wygraną 250 euro - napisał Kryjom z przekąsem.
Krzysztof Cegielski, szef stowarzyszenia zawodników Metanol, nie rozumie jednak tych narzekań. - Można by powiedzieć, że tu każda ze stron ma rację - komentuje Cegielski. - Rozumiem jednak działania związku, o tyle, że przecież zawodnicy pojechali na Puchar Europy w kevlarach klubowych, a nie reprezentacyjnych. Reklamowali sponsorów swoich i klubowych, a w takiej sytuacji naprawdę trudno wymagać od związku, czy GKSŻ, by wypłaciła większą sumę rekompensaty.
- Poza wszystkim kluby, bo na ich barki spada w istocie konieczność opłacenia takich przejazdów, muszą poczuć, że taki występ jest niezbędny dla rozwoju zawodnika - zauważa Cegielski. - Pewnie, że to kosztuje, ale w takim razie trzeba budować większe budżety, bądź korygować plany. Może, zamiast wyjazdu na Puchar Europy, wysłać żużlowca na dwie, trzy imprezy juniorskie. Nie można wciąż tylko oczekiwać, że ktoś będzie dopłacał do występów zagranicznych zawodnika tego, czy innego klubu. Zwłaszcza jeśli nie startuje on w reprezentacyjnym kevlarze.
ZOBACZ WIDEO PGE IMME i gorące słońce letniego żużla
Cegielski przypomina też, że jeszcze kilka lat temu związek nie płacił za takie wypady, jak Puchar Europy w Varkaus ani złotówki. - Sam jeździłem po Europie za pieniądze swoje bądź rodziców inwestując w ten sposób w swój rozwój. Kiedyś nie było nic, teraz są dopłaty. Poza tym kluby mogłyby się postarać o dofinansowanie zagranicznych występów w urzędach. Może udałoby się wywalczyć jakieś nagrody za reprezentowanie miasta.