Młodszy z braci ukończył niedzielne spotkanie na szczycie ligowej tabeli z dorobkiem pięciu punktów i dwóch bonusów. - Każdy bieg był ważny. Nie ma wyścigów bardziej i mniej ważnych. Na początku zawodów w mojej "wuesce" zakleszczyła się trochę czwórka i nie byłem w stanie jej wrzucić. Potem jednak wszystko wróciło do normy - młotek, przecinak i zaczęło jechać dalej - zażartował w charakterystycznym dla siebie stylu.
Jakie wnioski Mirosław Jabłoński wyciągnął po przeciętnym występie? - Trzeba pojeździć trochę na tym torze. Po trzech miesiącach owal jest przygotowany troszeczkę po naszemu. Do tej pory mieliśmy nieco inne ustawienia i inaczej się tutaj jeździło. Wróciliśmy do macierzy. Wygraliśmy z Motorem, który jest liderem. Nie kombinowałbym za dużo, ale dopracował szczegóły decydujące o wyniku końcowym - dodał kapitan drużyny z pierwszej stolicy Polski.
Czy zatem Jabłońskiemu nie zabrakło treningu przed spotkaniem z Motorem? Przypomnijmy, że zamiast jeździć przy Wrzesińskiej 25, postanowił wybrać się na turniej do niemieckiego Teterow. - Każde zawody, nawet najśmieszniejsze, są lepsze od treningu. Na treningu tor zawsze jest troszeczkę inny. Tutaj trzeba by przejechać może jakiś mały sparing w warunkach meczowych. Na treningu nigdy nie uzyskamy takiego toru, jak podczas spotkania - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO Do czego służy zawodnikom lewa i prawa noga?
Car Gwarant Start Gniezno okazał się "czarnym koniem" tegorocznych rozgrywek i awansował już do fazy play-off. Co dalej? - Wszyscy skazywali nas na siódme miejsce. Swoje zrobiliśmy. Teraz luźna guma i jedziemy do przodu. Co wywalczymy na górkę, to tylko chwała całemu klubowi i nam, że tak dobrze jedziemy. Nie wynika to ze szczęścia. Żeby mieć drugie miejsce przed przedostatnią kolejką, trzeba jechać swoje przez cały sezon - podsumował Jabłoński.
Kolejny mecz czerwono-czarni rozegrają już w piątek, kiedy zmierzą się na wyjeździe z Lokomotivem Daugavpils.