Mateusz Makuch: Monty Python zawitał do Częstochowy. Kibice wodzeni za nos (komentarz)

W czwartek do Częstochowy chyba zawitała tytułowa słynna angielska grupa komediowa, choć kilku tysiącom ludzi na trybunach do śmiechu na pewno nie było. A wystarczyło posłuchać zawodników, którzy od razu mówili, że bezpiecznie jechać się nie da.

Mateusz Makuch
Mateusz Makuch
Włókniarz - Fogo Unia Matej Zagar i Adrian Miedziński na prowadzeniu WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Włókniarz - Fogo Unia. Matej Zagar i Adrian Miedziński na prowadzeniu.
Uporządkujmy. Pogoda w Częstochowie przez cały zeszły weekend była kapryśna. Raz chłodno, deszczowo, za moment trochę cieplej i słoneczniej. Jak to u schyłku lata bywa. W niedzielę, na kiedy wyznaczono spotkanie forBET Włókniarza Częstochowa z MRGARDEN GKM-em Grudziądz, padało do mniej więcej godziny 12-13 (w zależności od rejonów miasta). Tor nasiąknął wodą i zwyczajnie nie wyglądał dobrze. Nie był to celowy zabieg ze strony częstochowian, którzy wówczas mieli jechać bez Fredrika Lindgrena, bo i takie głosy ze strony kibiców się pojawiły, tylko rzeczywiście aura postawiła skuteczną barykadę. Z tego co wiem, to GKM (tak, GKM) już w sobotę wyszedł z inicjatywą, aby przełożyć spotkanie na termin rezerwowy (piątek), skoro prognozy pogody nie są optymistyczne. Można było uniknąć niepotrzebnych kosztów, których obu ośrodkom nikt nie zwróci. Kluby się dogadały, ale zgody nie uzyskały.

Przewidywania dotyczące aury się sprawdziły i mecz, swoją drogą niezmiernie ważny gatunkowo dla częstochowian, przełożono na czwartek. Choć synoptycy przewidywali załamanie pogody po 18, wszystko szło pomyślnie. Do próby toru. Gdy zawodnicy gości, konkretnie Artiom Łaguta i Przemysław Pawlicki wyjechali testować nawierzchnię, lunęło. Sędzia Paweł Słupski zarządził przerwę. Po kilkunastu minutach intensywnego deszczu, przestało padać. Zarządzono prace gracowych na torze, który z wysokości trybun wizualnie prezentował się dobrze. Wówczas próbę wznowiono. Ona miała dać odpowiedź, czy rzeczywiście da się tego dnia ścigać.

Odczucia zawodników, którzy ponownie wyjechali na tor, były podobne. Zarówno wspomniany już Przemysław Pawlicki, Michał Gruchalski i Andreas Lyager deklarowali, że tor jest mocno namoczony. Mało tego, w trakcie drugiego podejścia do próby owalu znów się rozpadało, tym razem na mniej więcej 5 minut i raczej w tym momencie wszystko było już przesądzone. Po tym zaczął się cały spektakl ze spacerami po nawierzchni, dumaniem i zastanawianiem się, a kilka tysięcy przemoczonych ludzi mogło tylko wpatrywać się w zieloną murawę (ponoć zieleń uspokaja), bądź podrygiwać w taktach muzyki.

Przy jednym z obchodów toru Artiom Łaguta zaczepiony przez spikera odparł, że jego zdaniem tor do ścigania się nie nadaje. Dodał, że on sobie da radę, pewnie tak samo jak uważali w telewizyjnych wywiadach Matej Zagar czy Antonio Lindbaeck, ale w tym miejscu warto postawić sobie pytanie, czy za wszelką cenę trzeba ryzykować. Poirytowani całą sytuacją fani skwitowali wypowiedź Rosjanina salwą gwizdów. Później to samo spotkało Michała Gruchalskiego, gdy również niezbyt pochlebnie mówił o szansach na odjechanie meczu. Też do momentu wyjścia na tor sądziłem, że niektórzy zawodnicy przesadzają. Ale o tym za chwilę.

ZOBACZ WIDEO Start wyścigu żużlowego. Leszek Demski wyjaśnia, kiedy bieg powinien być przerwany

W pewnym momencie stanęło na tym, że przez dobre 20 minut nie działo się kompletnie nic. Znów warto było przyglądać się zieleni lub wsłuchiwać w utwory serwowane przez dj'a, mimo że z góry wiadomo było, jaka ostateczna decyzja zapadnie. Na co czekano? Aż wzejdzie słońce i osuszy nawierzchnię? Spiker ogłaszając, że zawody zostają przełożone stwierdził, że to decyzja, za którą optowały obie ekipy, że wyjazd ciężkiego sprzętu na tor może spowodować pogorszenie stanu nawierzchni i wtedy zagrożone byłoby rozegranie meczu w piątek. Wściekli kibice zaczęli opuszczać trybuny, ale ja ich wzburzenie absolutnie rozumiem, bo przynajmniej godzinę ich życia na bezczynne czekanie można było zaoszczędzić.

W tym miejscu uważam, że Ekstraliga ugotowała się we własnym sosie. Przerwa w lipcu nie musi trwać miesiąc - może dwa tygodnie. Wakacje mamy też w sierpniu i żadnej pauzy nie ma. A przy ustalaniu terminów fazy play-off wystarczy zaznaczyć, że zacznie się ona w danym czasie pod warunkiem, że wszystkie mecze rundy zasadniczej zostaną do tego momentu rozegrane. Jeśli nie, przesuwamy wszystko o tydzień. A tak w zawieszeniu mamy kluby pewne jazdy o medale, częstochowski Włókniarz i Get Well Toruń. Jak zacząć promocję najważniejszych meczów w sezonie? Jak czerpać z tego korzyści? W jeden dzień? A to tylko jedne z pierwszych nasuwających się pytań.

Na koniec wrócę do toru. Patrząc z trybun podzielałem pewnie zdanie większości osób śledzących te wydarzenia z tej samej perspektywy bądź w telewizji. Owal wyglądał pięknie, trochę nieco się świecił. Tymczasem przynajmniej w miejscu startu buty przyklejały się jak do jakiejś magmy. A wyglądało to tak:
Opuszczając już stadion natknąłem się na przebywającego w busie Artioma Łagutę, którego poprosiłem o wypowiedź. Postanowiłem celowo zaczepić Rosjanina, aby pisząc ten tekst nie zostać posądzonym o subiektywizm, bo już czytam opinie, że to Włókniarz nalegał na odwołanie spotkania. Oto, co miał do powiedzenia lider GKM-u: - Na tym torze nie byliśmy w stanie jechać. Przyjął dużo wody, było ślisko, zrobił się odmoczony. Może do godziny 23 by go zrobili. Początek zawodów zaplanowano na późną porę. Gdyby miały się one odbyć wcześniej i wtedy by popadało, to wówczas może by go zrobiono. Nie było sensu ryzykować.

Mniej więcej to samo Łaguta mówił jakieś kilkadziesiąt minut wcześniej do mikrofonu spikera. W tym miejscu ponawiam pytanie: na co czekano?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×