Ze względu na to, że w Nice 1 LŻ. nie rozgrywa się meczów o trzecie miejsce, postanowiliśmy połączyć siły obu finalistów i skomponować siódemkę marzeń pierwszej wojny o PGE Ekstraligę pomiędzy "Rekinami" i "Koziołkami". W Rybniku padł wynik 52:38 na korzyść gospodarzy i ma to odzwierciedlenie w naszych wyborach. Postanowiliśmy bowiem wyróżnić pięciu jeźdźców ROW-u i tylko dwóch lublinian.
Kacper Woryna (ROW Rybnik - 10+3 pkt.): Kapitan i lider pokazał klasę. Nie dopadł go syndrom udanych indywidualnych zawodów i zawalonego meczu dzień później. W SEC-u zajął trzecie miejsce i błyszczał jeśli chodzi o moment startowy. W niedzielę natomiast sporo punktów musiał wydrzeć na trasie. Po jedenastej gonitwie trochę się zagotował mają pretensje do Pawła Miesiąca za wydarzenia z pierwszego łuku. "Łełek" na wyjściu z wirażu wystawił tylne koło Worynie hamując jego akcję na tyle, że ten później nie potrafił już dogonić rywala. Zdarzenie jakich wiele na polskich torach. W naszym odczucie gestykulacja nieuzasadniona.
Andriej Karpow (ROW Rybnik - 10 pkt): Gdyby nie wykluczenie wynikające z gradacji ostrzeżeń można by uznać jego występ za perfekcyjny. Niestety to spora bolączka Ukraińca, który często nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy i lubi się "czołgać" w kierunku taśmy. Wyrzucenie z biegu odebrał sugestywnym kiwaniem głowy. Gdy zobaczył powtórki pewnie zmienił optykę.
Andreas Jonsson (Speed Car Motor Lublin- 10 pkt): "AJ" znaczy show. Kiedy stawał pod taśmą po cichu liczyliśmy, że będzie przegrywał starty i później uraczy nas pełną gamą ataków z wykorzystaniem całej geometrii toru. A że ścieżek było tego popołudniu w Rybniku bez liku, to Jonsson mógł się poczuć jak ryba w wodzie. Kilka razy przedzierał się z ostatniej na pierwszą pozycję, ratując punkty przyjezdnym. Gryzł tor do gleby. Pokazał jak strasznie zależy mu na wprowadzeniu lublinian do PGE Ekstraligi. Kompletnie nie wyglądał na kogoś kto dzień wcześniej ucierpiał w potwornie wyglądającym karambolu podczas ostatniej odsłony SEC w Chorzowie, po którym wycofał się z zawodów.
Mateusz Szczepaniak (ROW Rybnik - 9+1 pkt): Na takiego "Szczepana" czekano w Rybniku od początku sezonu. Zawodnik długo nie mógł odnaleźć formy z poprzednich rozgrywek gdy był niekwestionowanym liderem Wandy Kraków, uczestniczył w cyklu SEC i należał do ścisłej czołówki jeśli chodzi o średnie w Nice 1 LŻ. Dla prezesa Krzysztofa Mrozka i managera Jarosława Dymka to duży oddech ulgi, że odpowiednia dyspozycja przyszła w najważniejszym momencie sezonu. W końcu lepiej późno niż wcale. To trochę odwrotnie proporcjonalnie do tego co prezentuje aktualnie Troy Batchelor. Australijczyk po piorunującym początku i środku rozgrywek, w którym ciągnął zespół za uszy, teraz gaśnie w oczach.
Paweł Miesiąc (Speed Car Motor Lublin - 8+1 pkt): Możliwe, że żużlowiec tego nie potwierdzi, ale według nas wychowanek Stali Rzeszów znajduje się aktualnie w życiowej formie. Poprawił element, który był jego największym mankamentem, czyli wyjścia spod taśmy. Na trasie natomiast wciąż nie można mu odmówić waleczności. Został doceniony przez trenera Dariusza Śledzia i został wysłany z rezerwy taktycznej. W końcówce brakowało mu już trochę pary. Warto jednak docenić jego pracę, bo w głównej mierze kiedy punktował "Koziołki" trzymały wynik w kontakcie. Kiedy w tryby Miesiąca wdarł się piasek Motor stanął.
Robert Chmiel (ROW Rybnik - 3+1 pkt): Wydawało nam się, że jedno z dwóch młodzieżowych miejsc zostanie zarezerwowane dla Wiktora Lamparta. Postanowiliśmy jednak dowartościować Chmiela ponieważ przywiózł w dwunastym biegu swojego kontr konkurenta do miejsca w siódemce za plecami. Podwójne zwycięstwo wespół z Andrzejem Lebiediewem pozwoliło rybniczanom odjechać na dystans pozwalający myśleć o obronieniu zaliczki w rewanżu
Lars Skupień (ROW Rybnik - 10 pkt): Mecz życia i to w finale, na zakończenie wieku juniora? Marzenie każdego zawodnika. Dla Skupienia raczej zabraknie w przyszłym roku miejsca w ROW-ie, ale tym jednym występem zrobił sobie doskonałą reklamę. Pokazał w ten sposób przyszłemu pracodawcy, że jeśli pod czterema literami ma odpowiedni sprzęt potrafi wygrywać z najlepszymi. W drugim biegu, praktycznie "na kresce" strzelił młodego Lamparta. To było odbicie pozycji, ponieważ wcześniej Wiktor poradził sobie na dystansie z Larsem. Później karma wróciła. Ze Skupieniem niemal w ten sam sposób poradził sobie bowiem Jonsson. Potrafił się do tego obronić przed Klingiem i znakomicie zastąpił wykluczonego za dotknięcie taśmy Batchelora. Gdybyśmy mieli wybrać numer jeden tej batalii, nasz głos otrzymałby właśnie Skupień. Szkoda, że nie wykorzystano go na pełnym dystansie pięciu wyścigów.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: W piątce najlepszych trenerów widziałbym Adama Skórnickiego