Żużlowiec z Leszna był jednym z reprezentantów Polski, którzy walczyli w tegorocznym finale indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. Z Biało-Czerwonych w Stralsundzie najlepszy okazał się Dominik Kubera, który sięgnął po złoty medal. - Mistrzem Europy nie zostaje się na co dzień, więc jestem w euforii - komentuje żużlowiec Fogo Unii Leszno w rozmowie ze sport.elka.pl.
Kubera do nadbałtyckiego miasta nie jechał bez szczególnych celów. Chciał po prostu zanotować udane zawody i upewnić się, że nie ma już śladu po kontuzji. Przypomnijmy, że przez uraz nogi junior mistrzów Polski stracił ponad miesiąc sezonu.
- Pomyślałem sobie, że pierwsza piątka to będzie dobry wynik. Tymczasem wygrałem i jestem mega szczęśliwy. Dopiero wracam po kontuzji i to nie jest moja szczytowa forma. Dopiero przyzwyczajam się do tego wszystkiego, co już miałem w tym sezonie, czyli pewności siebie i skuteczności. Powoli wracam na dobre tory i mam nadzieję, że końcówka sezonu będzie dla mnie udana - mówi Kubera.
Reprezentant Polski w Stralsundzie otarł się o komplet punktów. Jego jedynym pogromcą okazał się późniejszy brązowy medalista IMEJ Frederik Jakobsen, który pokonał Kuberę w czwartej serii startów.
- Nie wiem, jak to zrobił, ale byłem w szoku. Chłopaki z mojego teamu mówili mi potem, że przeszedł z trzeciej na pierwszą pozycję. Najwyraźniej znalazł pod bandą ścieżkę, której wcześniej nikt nie wykorzystywał. Napsuł mi trochę nerwów i musiałem być przed ostatnim wyścigiem bardzo skoncentrowany. Młodzi Duńczycy potrafią jednak świetnie jeździć na żużlu - ocenia Kubera.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: W piątce najlepszych trenerów widziałbym Adama Skórnickiego