Zbyt duża krytyka pod adresem lekarzy w Zielonej Górze. Niedźwiedź mógł wyglądać na zdolnego do jazdy

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Sebastian Niedźwiedź po upadku
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Sebastian Niedźwiedź po upadku

W ostatnich dniach pod ostrzałem są lekarze z Zielonej Góry, którzy dopuścili do startu Sebastiana Niedźwiedzia po upadku w meczu barażowym. Ryszard Dołomisiewicz staje jednak w obronie osób funkcyjnych i wyjaśnia sytuację.

Sebastian Niedźwiedź po bardzo silnym uderzeniu głową został dopuszczony do dalszej jazdy, ale nie był w stanie kontynuować zawody. Pojawiły się komentarze mówiące o tym, że chciano na siłę wsadzić żużlowca na motocykl, mimo jego złego stanu. Szeroko krytykowano osoby, które pozwoliły 21-latkowi jechać dalej. Ryszard Dołomisiewicz uważa jednak, że to przesada.

- Zbyt dużo krytykuje się osoby, które były przy nim po tym upadku. Mówi się, że nie wychwyciły tego na czas. Sam po sobie wiem, jak to wygląda. Bardzo często zdarzają się sytuacje, w których żużlowiec zachowuje się całkiem normalnie, a po 10-15 minutach zaczyna mówić totalnie od rzeczy. Ma utratę świadomości, przy utrzymaniu pełnego kontaktu z rozmówcami - tłumaczy były zawodnik.

Jeden z dawnych liderów Polonii Bydgoszcz ma rację, bowiem historia zna już przypadki zawodników, u których problem ujawnił się dłuższą chwilę po upadku. W środowisku krążyła niegdyś historia o Tonym Rickardssonie. Szwed po jednym z uderzeń miał normalnie rozmawiać, a po jakimś czasie zapytał mechanika dlaczego stoi do góry nogami.

Co zatem powoduje, że zawodnik początkowo wydaje się zdolny do jazdy? - Występuje efekt "puszczenia" adrenaliny. Poza tym skutki obrzęku również nie wychodzą od razu. On po tym upadku rzeczywiście mógł być zdolny i reagować prawidłowo. Gdy jednak minęło trochę czasu, to się pogorszyło. Wówczas bardzo ciężko to wyłapać, bo żużlowiec jest nieco poza kontrolą, mimo że teoretycznie cały czas obserwowany. Takich sytuacji naprawdę jest wiele - zakończył nasz rozmówca.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia Leszno - Cash Broker Stal Gorzów

Komentarze (17)
avatar
JarCim
5.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Nie było zgody lekarza klubowego na start Niedzwiedzia!!! Zgodę podpisał lekarz zawodów, oświadczył w parkingu tato Niedźwiedź! Po trupach do.... a resztę znamy. Szkoda gadać. 
avatar
Janek Kowalski
4.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
totalne bzdury szedł zwalniał kucał trzymał się za głowę idąc przez moment przyspieszył ale natychmiast zwolnił i znów trzymał się za głowę nie jestem lekarzem ale czy to sa normalne zachowani Czytaj całość
avatar
bullet79
4.10.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bzdury...przecież gołym okiem było widać ,że z Sebastianem jest coś nie tak... 
avatar
Artt
4.10.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Sorry ale sam upadek, kask, zamroczenie powinny wstrzymać decyzję, że zdolnością a gdybym był złośliwy to skoro obrzęk może wystąpić po kilkunastu minutach to tym bardziej prewencyjne zakaz jaz Czytaj całość
tylko stare tłumiki
4.10.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
mógł i wyglądał. pojechał w powtórce oraz w biegu nr 4 prowadził i przez 3 okrążenia miał za plecami Worynę. gdyby był jakiś większy problem nie dałby rady tego odjechać