Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.
***
Jakub Kępa wszedł ze Speed Car Motorem Lublin do PGE Ekstraligi i bardzo szybko narobił sobie wrogów. To znaczy w Ekstralidze Żużlowej, spółce zarządzającej rozgrywkami, pewnie rwą włosy z głowy, ale o tym później. Najpierw będzie o głosach sprzeciwu wobec działania Kępy, tudzież Kępów (bo jest jeszcze Marek, ojciec Jakuba i były żużlowiec lubelskiej drużyny).
- Trzeba w końcu o Kępie napisać wszystko, bez cenzury - powiedział nam niedawno jeden z działaczy wściekły, bo Motor próbował mu podkupić zawodnika. Ci, którzy na działaniach Kępy, Kępów, nic nie stracili, też pukają się w czoło, mówiąc, że panowie psują rynek, proponując żużlowcom zawrotne kwoty. Przykładowo Grzegorzowi Zengocie mieli dać pół miliona za podpis i 6000 złotych za punkt. Dużo. Jak na Grześka bardzo dużo. Zawodnik jednak narzekał nie będzie. Jak dają, to bierze. Nawet jeśli suma nie jest adekwatna do jego osiągnięć, względnie sportowej klasy. Zresztą żużlowiec jest wart tyle, ile mu płacą.
Żeby było jasne, to Zengota nie dostał najbardziej zawrotnej oferty z Motoru. Byli inni jak choćby Nicki Pedersen, Martin Vaculik, Greg Hancock czy Paweł Przedpełski. Trzem pierwszym proponowano o wiele, wiele więcej niż Grześkowi. Tylko co z tego? Rozumiem, że prezesi są wściekli, bo ktoś, chcąc zbudować skład psuje im koncepcję. Kępa nie jest jednak zły i brzydki. Nie jest też człowiekiem, który postradał zmysły. Moim zdaniem jest facetem, który desperacko próbuje zbudować zespół dający szansę na utrzymanie.
Niestety, ale rynek zawodniczy mamy, jaki mamy. Jest on w tym roku wyjątkowo zabetonowany. Nawet jeśli by taki nie był, to i tak moglibyśmy powiedzieć, że nie ma w czym wybierać. Warunki ewidentnie dyktują pracownicy, nie pracodawcy. Żeby coś rozbić, ruszyć domino, trzeba szaleństwa. Kępa jeden z drugim zwyczajnie zrobili jedyną rzecz gwarantującą im jakiekolwiek szanse na wyrwanie czegoś dla siebie. Mieli jednak tego pecha, że nadziali się na rosnące ambicje Falubazu Zielona Góra i Stanisława Bieńkowskiego. Milioner ze Stelmetu rozdaje teraz karty w zielonogórskim klubie, a że chce złota, to zgarnął z rynku Pedersena i Vaculika. Motor został z zawodnikami drugiej linii.
Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym mógł powiedzieć, że Motor ma zespół na utrzymanie. Dwóch Lampartów, Andreas Jonsson, Robert Lambert i Zengota z Mikkelem Michelsenem to trochę za mało. Może jakby do tego dołożyć Jakuba Miśkowiaka z Kacprem Woryną, to bym powiedział, że jest nieźle, choć nie fantastycznie. I tu wracamy do Ekstraligi, gdzie, tak myślę, są sytuacją Motoru wyjątkowo zmartwieni. Produkt ze słabeuszem (Motor wygląda na papierze gorzej niż Unia Tarnów przed startem sezonu 2018) delikatnie straci na atrakcyjności. Pamiętajmy, że telewizja będzie pokazywała wszystkie mecze. O ile Motor na swoim torze może jeszcze jakoś zaskoczyć, to już na wyjazdach spotkania z jego udziałem mogą być antyreklamą żużla.
PS1: W środowisku ludzie żartują, że czekają na konferencję prezydenta miasta Rybnika z Woryną. W ROW-ie Rybnik mówią, że nic im o takim wydarzeniu nie wiadomo. Szkoda, bo według mnie Woryna zrobi błąd odchodząc z Rybnika.
PS2: Prezes ROW-u Krzysztof Mrozek nie wydaje się jednak specjalnie zmartwiony tym, co dzieje się wokół Woryny. Przypomniał mi tylko, że rok temu nazwaliśmy go królem polowania i on zrobi wszystko, żeby po listopadowym oknie znowu zostać królem.
PS3: Nie napiszę niczego odkrywczego, stwierdzając, że im bliżej okna, tym więcej jest kłamstw ze strony klubów. Mam coraz większą ochotę podłączyć kilku panów do jakiegoś wykrywacza. Wiadomo jednak, że tego zrobić się nie da. Cóż będziemy na bieżąco weryfikować kto, w którym momencie powiedział nieprawdę.
ZOBACZ WIDEO Najpiękniejsza strona żużla. Miss Startu zakochała się w speedwayu