Wchodząc do klubu, Ireneusz Nawrocki stwierdził: "róbcie ze mną, co chcecie". Człowiek nie znał żużlowych realiów, a poza tym chciał się pokazać z dobrej strony, mocno wejść na rynek, więc szastał kasą na lewo i prawo. W pierwszym roku swojej działalności wydał na żużel 5 milionów złotych. Grubo ponad milion poszedł na długi zawodników, reszta na kontrakty. Najwięcej, bo 1,5 miliona na umowę z 4-krotnym mistrzem świata Gregiem Hancockiem.
W tym roku, tak przynajmniej twierdzi Nawrocki, finansowego szaleństwa już nie będzie. Prezes i właściciel Stali Rzeszów poznał już nieźle mechanizmy rządzące żużlem, wie, jakie krążą stawki i ani myśli przepłacać. Miał wielką ochotę na ściągnięcie Grzegorza Zengoty, ale kiedy usłyszał, że Motor daje mu 500 tysięcy złotych za podpis i 6 tysięcy za punkt, to powiedział pas. Nie chciał się licytować. Z tego samego względu odłożył na półkę temat Rafała Karczmarza z Cash Broker Stali Gorzów. Za jego ściągnięcie trzeba by zapłacić dużą sumę odstępnego (480 tysięcy), a Nawrocki mówi, że, nawet gdyby cena wynosiła 100 tysięcy, to miałby duże wątpliwości.
Trudno powiedzieć, jak ostatecznie będzie wyglądała kadra Stali na sezon 2019, ale rozmowy nie toczą się w błyskawicznym tempie, bo Nawrocki nie zamierza spełniać od ręki oczekiwań zawodników. Grzegorzowi Walaskowi do regulaminowych 60 tysięcy za podpis jest gotów dorzucić 100 tysięcy z pieniędzy sponsorskich, ale ani grosza więcej. Zmiana podejścia może sprawić, że do Stali trafią zawodnicy pokroju Ernesta Kozy, czyli tacy, którzy mają pierwszoligowy potencjał, ale ostatnio nie prezentowali się zbyt dobrze, więc nie mają też wygórowanych oczekiwań.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o tym, jaki ma problem z Hampelem: "Nadziewam się na jego szprycę"