speedwayekstraliga.pl: Bariera 35 tysięcy sprzedanych biletów właśnie pękła. Czy jest pan zaskoczony zainteresowaniem turniejem na PGE Narodowym?
Michał Korościel: Byłem przekonany, że przyjdzie komplet publiczności na pierwsze dwa turnieje. Po pierwsze, że było to coś nowego. Po drugie, ze względu na turystykę stadionową - mnóstwo kibiców nie widziało jeszcze PGE Narodowego i postanowiło połączyć przyjemne z pożytecznym. W następnych latach sądziłem, że ciężko będzie zapełnić stadion. Zawody stały się jednak świecką tradycją. Co prawda będzie to dopiero piąty turniej w Warszawie, ale już się tak przyjęło i jak ludzie widzą to w telewizji, to myślą: "Kurczę, że mnie tam nie ma. Muszę za rok być koniecznie". To jest coś, czego nie widzi się na innym stadionie żużlowym. Plusem są też ceny, na które nie ma co narzekać.
Oprócz Warszawy, będziemy mieli jeszcze zawody we Wrocławiu i w Toruniu. Czy to są miejsca dla cyklu Grand Prix?
Zobaczymy. Toruń na pewno, bo tam się zawsze dużo dzieje. Emocji czysto sportowych może nie było teraz aż tak dużo, jak wcześniej, ale emocjonowaliśmy się tym, że Bartosz Zmarzlik niemal do końca ścigał Taia Woffindena. Co do Wrocławia - z dwa lub trzy lata temu narzekaliśmy, że nic się tam nie dzieje, a obecnie już jest inaczej. Stamtąd mamy też piękne wspomnienia, ponieważ tam było pierwsze Grand Prix w historii wygrane przez Tomasza Golloba. Wrocław jest dużym miastem, z dużą tradycją i nie mamy podstaw, żeby kręcić nosem.
Walkę o mistrzostwo świata zaczynamy i kończymy zawodami na sztucznym torze (pierwsza runda 18 maja w Warszawie i ostatnia prawdopodobnie w Australii - przyp. red.). Będzie to miało wpływ na losy złotego medalu?
Nie sądzę. Ja bym nie demonizował tych sztucznych nawierzchni. Kiedyś narzekaliśmy, a teraz wystarczy zobaczyć na wyniki. Polacy potrafią wygrywać na tego typu torach. Nie ma to dla nich znaczenia. Nie możemy narzekać. Ole Olsen też wyciągnął wnioski przy przygotowywaniu nawierzchni.
Cztery edycje FIM Speedway Grand Prix na PGE Narodowym za nami, a nadal czekamy na wygraną Polaka. Czy to przez sporą presję, którą powoduje jazda przed licznie zgromadzonymi kibicami?
Może trochę. Patryk Dudek czy Maciej Janowski mają taką konstrukcję psychiczną, że to dla nich nie ma znaczenia. Zwycięstwa Polaka brakuje do absolutnego spełnienia żużlowego. Na PGE Narodowym jest wszystko. Całość dopięta na ostatni guzik. Co roku mówimy, że któryś reprezentant Polski jest w gronie faworytów i pewnie przed majowymi zawodami też tak będzie. Poza tym dobrze, że my na to czekamy. Gdybyśmy mieli już zwycięstwo polskiego zawodnika w Warszawie, to byśmy tylko odtwarzali to, co było, a tak to cały czas jest na co czekać. To "gonienie króliczka" jest fajniejsze, niż posiadanie go.
Patryk Dudek i Bartosz Zmarzlik poznali już smak posiadania medali Indywidualnych Mistrzostw Świata. Będą mieli teraz "z górki", łatwiej niż Janusz Kołodziej i Maciej Janowski?
Gdyby mieli złote medale, to byłoby im łatwiej. Oni chyba obaj na siebie wywierają presję, że chcieliby zdobyć tytuł. Będzie im ciężko, bo cały czas gonią. Myślę, że Janusz Kołodziej będzie chciał się utrzymać w "ósemce". Pamięta swój ostatni sezon w cyklu GP, co się zakończył klapą. On miał wtedy boks obok Artioma Łaguty, który też słabo jeździł. Teraz Rosjanin wrócił, nieźle daje sobie radę i to może być inspiracją dla Kołodzieja. Polakowi niczego nie brakuje jeżeli chodzi o sprzęt i umiejętności.
Blisko strefy medalowej był też Maciej Janowski, jednak nie udało się utrzymać w niej miejsca. Z czego to wynika?
Wynika to z tego, że miewa dołki. Nie szukałbym czegoś typu, że jak jest blisko to coś mu spęta nogi i ręce. Niekiedy inni są po prostu lepsi. Z umiejętnościami i głową jest gotowy na medale. Po prostu musi "oddać dwa równe skoki", jak to mówił Adam Małysz.
Te "dwa skoki" ma już Tai Woffinden. Czy myśli pan, że nadal będzie miał motywację do kolejnych tytułów mistrzowskich?
Teraz ma jasny cel. Chce pobić rekord Tony’ego Rickardssona. Brytyjczyk sam mówił ostatnio, że najważniejszy jest pierwszy tytuł, a potem to są tylko numerki. To jest w jego zasięgu, jednak nie chciałbym tego, bo oznaczałoby to, że musielibyśmy czekać na sukcesy Polaków (śmiech). Myślę, że będzie jechał na takim poziomie, jak teraz. Jemu motywacji nie zabraknie. Zwłaszcza, że ma poukładane życie rodzinne. Ja mam wrażenie, że ten najtrudniejszy okres w karierze Woffinden ma już za sobą. Od 2013 roku, kiedy dostał dziką kartę, a także zdobył pierwszy złoty medal, to wie czego od życia chce.
W stawce uczestników Grand Prix mamy nowe nazwisko - Leon Madsen. Czy to będzie "wejście smoka", a w tym przypadku "wejście Hamleta" do cyklu?
Ciekawi mnie. Podejrzewałem, że oprócz Nielsa Kristiana Iversena, jeszcze jeden Duńczyk musi dostać dziką kartę i jasne było, że będzie to albo Nicki Pedersen, albo właśnie Madsen. Chciałem po cichu tego drugiego. Pedersen dodaje kolorytu, ale fajnie byłoby zobaczyć Leona. Ma dobrą sylwetkę, jest lekki, ma szybkie motocykle i wie, jak jechać. Też bywa agresywny. To jest żużlowiec z zębem, który nie będzie aż tak charakterystyczną postacią w cyklu, jak Pedersen, ale nie będzie "zamulał". Czy go zjedzą nerwy? Chyba nie. Zdobył Indywidualne Mistrzostwo Europy, poradził sobie na dużym stadionie w Chorzowie. Myślę, że będzie w grze.
Czy to najbardziej wyrównana stawka żużlowców, walczących o mistrzostwo świata?
Wcześniej nie mieliśmy problemu. Jak był Chris Harris, to mogliśmy znaleźć dziesięciu lepszych, którzy więcej by wnieśli do cyklu. Tak samo Craig Cook i Przemysław Pawlicki, co mówię z bólem serca. Gdyby teraz ktoś mi powiedział, że mam wyrzucić kogoś z GP i wrzucić kogoś, kto podniesie poziom, to miałbym problem. Jedna z bardziej wyrównanych stawek, chociaż to też zweryfikuje sezon.
Bilety na 2019 PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland są cały czas w sprzedaży na kupbilet.pl. Dodatkowo także w punktach sprzedaży bezpośredniej: Empik, STS i Kolporter.
ZOBACZ WIDEO Jamróg: Nie mam wyrobionej marki. Wciąż muszę coś komuś udowadniać
Mówią, że ważne są: ruch w interesie i interes w ruchu ;)