[b]
Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Odchorował pan spadek Unii Tarnów z PGE Ekstraligi. Przecież utrzymanie było tak blisko?[/b]
Patryk Rolnicki, nowy zawodnik GKM-u Grudziądz: Nie rozdrapywałem ran zbyt długo, ale towarzyszyła mi duża złość i niezadowolenie. Przede wszystkim na siebie, że nie pomogłem w wydatnym stopniu kolegom. Gdybym zdobył w kilku spotkaniach parę oczek więcej, nasza sytuacja byłaby zgoła odmienna. Na końcu zawsze jest tak, że ktoś musi spaść i tym razem padło na nas.
Domyślam się, że decyzja o opuszczeniu tarnowskiego klubu była trudna, ale kiedy właściwie została podjęta definitywnie?
Tak naprawdę ciężko powiedzieć. Zaraz po sezonie myślałem tylko o tym żeby się zresetować i odpocząć. W międzyczasie prowadziłem rozmowy na miejscu w Tarnowie. Na pewno nie było tak, że wszystko zostawiłem na ostatnią chwilę. Pierwsze sygnały z innych ośrodków pojawiły się tuż przed Memoriałem Krystiana Rempały. Wtedy nie brałem ich jeszcze poważnie. Cały czas żyłem w przeświadczeniu, że nadal będę żużlowcem Unii Tarnów. Dopiero później wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Co przeważyło jednak o tym, że nie będzie pan w sezonie 2019 zawodnikiem Jaskółek?
Trzeba zacząć od tego, że sezon w moim wykonaniu nie był rewelacyjny i powiem szczerze, po ostatnim meczu ligowym byłem niemal pewny, że zostanę w Tarnowie. Po jakimś czasie, ku mojemu zaskoczeniu zaczęły spływać oferty w Ekstraligi. Zaczęliśmy się z tatą zastanawiać co zrobić. Wspólnie przeanalizowaliśmy pewne sprawy, zrobiliśmy burzę mózgów i ostatecznie wyszło nam, że na mój ostatni rok w gronie młodzieżowców lepiej będzie pozostać w PGE Ekstralidze. Jeśli by coś nie wyszło, ewentualne zejście o ligę niżej powinno być płynniejsze i łatwiejsze.
Idąc do klubu na rozmowy w sprawie swojej przyszłości, wiedział pan już, że odejdzie, czy dał pan szansę prezesowi Łukaszowi Sademu i wysłuchał pan jego propozycji?
Ciągle nie byłem przekonany, czy jestem gotowy na przeprowadzkę w nieznane. Dla mnie przecież to pierwsza zmiana zespołu i to na tak wczesnym etapie kariery. Chciałem wysłuchać jakie plany na przyszłość mają w Tarnowie, jak ma to wyglądać w kolejnym sezonie. Przedstawiliśmy swoje stanowiska, a że wszystko potoczyło się tak jak potoczyło? Tak bywa.
W trakcie sezonu dopadły pana problemy sprzętowe, defekty na punktowanych pozycjach wyraźnie pana irytowały. Pan załamywał ręce, tymczasem zerwane łańcuchy były na porządku dziennym. Nie jest też tajemnicą, że Unia w trakcie sezonu miała spore kłopoty finansowe. Czy brak regularnych wypłat i ewentualnych inwestycji w sprzęt miał wpływ, na to, że rozstał się pan z macierzystym klubem?
Raczej nie. Nie było tak, że ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Mimo, że zaległości faktycznie się pojawiały, to tata starał się na bieżąco pomagać. Ja też miałem swoje oszczędności, które "pakowałem" w motocykle. Dawaliśmy więc radę. Ale to już nie ma większego znaczenia. Prezes Sady wywiązał się ze wszystkiego co obiecał i rozliczył się ze mną co do złotówki.
[b]Nie spalił pan jednak za sobą mostów. Klub też skorzystał, bo otrzymał za pana solidny ekwiwalent?
[/b]
Nie jestem osobą, która lubi mieć wrogów. Rozeszliśmy się w zgodzie, nie wykluczając, że w przyszłości nasze drogi znów się splotą.
ZOBACZ WIDEO Adam Kszczot w nowej roli. Został wydawcą WP SportoweFakty
Klub z Grudziądza słynie z solidności i stabilności na tym polu, dlatego tam "ptasiego mleczka" raczej nie braknie.
Nie ukrywam, że brałem ten aspekt pod uwagę. Konsultowałem się także z innymi zawodnikami. Wszyscy zachwalali GKM i wspominali o tym, że nie ma żadnych poślizgów przy wypłatach.
Czemu akurat GKM. Obecność w składzie byłych kolegów z Tarnowa Kennetha Bjerre i Artioma Łaguty miała jakieś znaczenie?
Faktycznie można tak to odbierać. Nie ukrywam, że bardzo odpowiada mi tamtejszy tor. Jest twardy i dość długi. Widzę w nim podobieństwa z tym tarnowskim. Myślę, że paręnaście treningów na "połapanie" kątów wystarczy, aby się w niego "wjechać". To, że jest tam Kenneth to dodatkowy impuls. Znamy się w końcu już szmat czasu.
Ostatni rok w gronie młodzieżowców i to na torach PGE Ekstraligi traktuje pan jak być albo nie być. Od przyszłorocznych rozgrywek może mocno zależeć pana przyszłość?
Nie narzucam na siebie presji. Chyba trzeba w końcu wrzucić na luz. Właśnie miniony sezon potraktowałem wedle zasady, że "muszę", a wyszło na odwrót. Co ma być to będzie. Ja będę przygotowany na sto procent. Zima będzie przepracowana bardzo solidnie. Inwestycje sprzętowe również zapowiadają się spore. W każdym razie jestem pozytywnie nastawiony.
Odniosłem wrażenie, że kiedy sezon był już na finiszu, zeszło z pana ciśnienie. W Zielonej Górze, ostatni bieg ligowy i zwycięstwo. Następnie, finał DMPJ na niewdzięcznym dla tarnowian terenie - Gorzowie i nieoczekiwane złoto. Skąd taka przemiana?
Żeby opisać mój stan i to jakie emocje szargały mną na przestrzeni całego roku, musiałbym użyć niecenzuralnych słów. Z tych delikatniejszych na usta ciśnie się "dramat". Postanowiłem, że teraz to już nie mam nic do stracenia. Gorzej być nie może. Siadałem na motocykl, puszczałem sprzęgło i tyle. Zauważyłem, że wcześniej strasznie się gotowałem i za bardzo chciałem. No to włączyłem tryb "wyrąbane". Jak widać zdało to egzamin.
Tak na koniec, ile prawdy jest w tym, że działacze Unii widzieli pana w przyszłym sezonie na torach Nice 1 LŻ. na pozycji seniorskiej. Panu taka opcja nie bardzo odpowiadała gdyż ostatni rok w gronie juniorów zamierza pan wykorzystać do maksimum, a w takim wypadku odpadałby bieg młodzieżowy?
Z klubu wychodziły sugestie, że Dawid Rempała i Mateusz Cierniak są szykowani na podstawowych juniorów, a ja mam być wystawiany pod numerem seniorskim. Nie będę ukrywał, że takie postawienie sprawy mi nie odpowiadało. Kończę wiek młodzieżowca i chciałbym to w pełni wykorzystać. Na jazdę jako senior jeszcze będę miał czas. Ten czynnik też miał znaczenie przy ostatecznym wyborze klubu.