Zwykło się mawiać, że zagraniczni żużlowcy to najemnicy. Nie patrzą jaką drużynę reprezentują, czasem po meczu nawet nie znają wyniku spotkania. Przyjadą, zarobią swoje, odjadą. Gdy klub ma problemy finansowe, jako pierwsi podnoszą alarm i grożą strajkiem. Historia zna wiele tego typu przypadków.
Kompletnie inny jest jednak Tai Woffinden. Brytyjczyk we Wrocławiu znalazł swoje miejsce na ziemi. I nie zamierza się z niego ruszać. Kluby nie są w stanie przekonać aktualnego mistrza świata do zmiany barw nawet lukratywnymi ofertami. Co sprawiło, że więź Woffindena z Betard Spartą Wrocław jest tak silna?
Aby zrozumieć motywację Woffindena, należy cofnąć się w czasie. W roku 2012 jego kariera była na ostrym zakręcie. Śmierć ojca Roba sprawiła, że Brytyjczyk wyraźnie się zagubił. To był smutny czas w jego życiu. Żużel niekoniecznie był wtedy na pierwszym miejscu, co zresztą dość zrozumiałe, bo utrata ojca zostawia ślad w psychice. Każdy odreagowuje taką tragedię na swój sposób. Kwestia jak się po niej podniesie.
Pomocną dłoń w kierunku Woffindena wyciągnęła wtedy Krystyna Kloc. Właściwie można powiedzieć, że obie strony potrzebowały wtedy siebie nawzajem. Betard Sparta nie należała bowiem do krezusów finansowych. Zamiast myśleć o medalach Drużynowych Mistrzostw Polski, bardziej kroiła skład na utrzymanie wśród najlepszych. Kloc widziała w Brytyjczyku żużlowca z ogromnym potencjałem, którego przy odrobinie pracy i dyscypliny można wyprowadzić na prostą. Tak też się stało.
Brytyjczyk bardzo szybko odpłacił się za otrzymane zaufanie. Już w sezonie 2013 cieszył się z pierwszego tytułu mistrza świata, a w PGE Ekstralidze nie miał sobie równych. Od tego momentu nie wypada ze światowej czołówki. Niedawno świętował zdobycie czempionatu po raz trzeci, a eksperci zastanawiają się czy pobije rekordy Tony'ego Rickardssona i Ivana Maugera.
Jedno się nie zmienia. Wierność Woffindena. Na przestrzeni ostatnich lat nie brakowało klubów, które próbowały podkraść zawodnika Betard Sparcie. Żużlowiec otrzymywał lukratywne oferty z Torunia, Zielonej Góry czy Leszna. Mógł tam zarobić znacznie więcej, ale grzecznie dziękował. Wolał stolicę Dolnego Śląska. Sam Woffinden nie ukrywa, że przy wyborze pracodawcy nie kieruje się wyłącznie pieniędzmi. Liczy się też dla niego otoczenie, ludzie działający w klubie. On doskonale pamięta, kto wyciągnął go z kryzysu, gdy tego potrzebował. Wie, że bez Sparty nie byłoby mistrzostwa świata w jego wykonaniu.
Woffinden rósł w ostatnich sezonach razem z Betard Spartą. Od walki o utrzymanie po rywalizację o medale DMP. Już w tym sezonie był najstarszym zawodnikiem w kadrze klubu, choć ma ledwie 28 lat. Podobnie będzie w przyszłorocznych rozgrywkach. Jest zaprzeczeniem stereotypu obcokrajowca, jaki wykreował się w głowach wielu polskich kibiców. Do pełni szczęścia brakuje mu jedynie tytułu mistrzowskiego z wrocławską drużyną. Decyzja o pozostaniu we Wrocławiu jest pierwszym krokiem ku realizacji tego celu w sezonie 2019.
ZOBACZ WIDEO Jamróg: Nie mam wyrobionej marki. Wciąż muszę coś komuś udowadniać