Jaguś, Kowalik, Kościecha, Bajerski, Chrzanowski, Kłos. Pamiętacie? Wielu z Was z pewnością tak, ja również. To złota drużyna 2001 wzmocniona wówczas dwoma Szwedami. Jedźmy dalej. Jaguś, Miedziński, Kościecha, Ząbik, Celmer. To już pewnie pamiętać będzie większość z Was. To złota drużyna 2008 wzmocniona kilkoma obcokrajowcami - z uwagi na to, że na rynku drzwi dla stranieri były już wtedy otwarte na oścież.
Zebrało się na wspominki. Widzę jednak kształt przyszłorocznego składu Get Well Toruń i... boli. Mamy w nim zaledwie jednego miejscowego - Igora Kopcia-Sobczyńskiego. De facto - brutalnie powiem - najmniej liczącego się w zespole. Zarówno w ostatnich trzech sezonach i w kolejnym zapewne będzie podobnie.
Zresztą, nie musiałbym nawet wymieniać tych, którzy zdobywali dla Torunia ostatnie drużynowe mistrzostwa kraju. Nigdy nie zdarzyło się, by do sezonu Anioły przystępowały, mając w kadrze tak mało wychowanków, w tym ani jednego (!) na pozycji seniorskiej. Nigdy. Oczywiście, nie jestem na tyle szalony, by wierzyć, że dziś, w PGE Ekstralidze, ktoś stworzy drużynę - i to zdolną zdobyć tytuł - tak jak zrobił to Apator w 2001 roku. Coś takiego nie wydarza się już w Polsce od lat i zapewne nie wydarzy przez X następnych. Chyba, że wyzwanie rzuci Unia Leszno.
Czas zejść na ziemię i przyjąć do wiadomości, że romantyczności w tym wszystkim zaczyna brakować coraz bardziej. Nie można jednak całkowicie się jej wyzbyć, bo zabawa w żużel straci sens. Klub z Torunia staje się z każdym miesiącem, rokiem coraz mniej toruński i to jest fakt. Zaskakujące jest, że nie ma on raczej problemów natury finansowej, stać go co roku na głośne nazwiska (mistrzów świata), może liczyć na hojnych sponsorów i ogólnie rzecz biorąc, ma on wszystko, by być co roku jednym z najpoważniejszych kandydatów do złotego medalu. Tymczasem nie zdziwi, jak znów będzie on okupować dolne rejony tabeli.
W Toruniu nie ma jednak tego co najistotniejsze - ducha i atmosfery. Praca z młodzieżą kuleje od dłuższego czasu. Za długo obserwuję to, co się w toruńskim piekiełku dzieje, by sądzić inaczej. W ciągu dwunastu miesięcy wypuszcza się w świat dwóch zawodników, z którymi kibice utożsamiają się najbardziej i którzy znają całe to podwórko jak własną kieszeń. I wcale nie są to zawodnicy, których Ekstraliga przerasta, albo tacy, którym blisko do końca kariery. To wciąż sporej klasy jeźdźcy, mający niemałe możliwości, co jeden pokazał w minionym sezonie, a drugi - jestem pewien - pokaże w nowym. Cudze chwalicie, swego nie znacie.
Miedziński musi odejść, by się odbudować. Przedpełski też musi odejść, by się odbudować. Zaraz, chwila, moment. Coś tu jest nie tak. To u siebie nie mogą spełnić pokładanych w nich nadziei, nie dają rady, a gdzie indziej już dadzą? Jak to więc świadczy o Get Well? Twierdzę, że nie najlepiej, skoro na emigracji ma być lepiej. Przypominam, że już raz Włókniarz wyszedł lepiej na kadrowych roszadach. We wrześniu o medale walczyła przecież Częstochowa, a nie Toruń.
Szanse kibica żółto-niebiesko-białych na to, że w osiedlowym sklepie porozmawia z miejscowym żużlowcem, maleją. Chyba że Rune Holta nauczył się w końcu języka polskiego. Bo właśnie o kibicach myślę tutaj najbardziej. W ostatnim czasie nie są oni zbyt rozpieszczani i co naturalne - są coraz bardziej zniecierpliwieni. Ktoś powie, że kibicuje się barwom i drużynie, która te barwy przywdziewa. I też będzie miał rację.
Przestańmy jednak ograniczać się do absolutnego minimum w całym tym szalonym, skomercjalizowanym świecie sportu. W mieście tak bogatym w żużlową historię, z takimi tradycjami jak Toruń, mamy zespół, będący niemal w całości zlepkiem przybyszów z zewnątrz, bez większego poczucia tego, dla kogo faktycznie startują. Nikt mi też nie powie, że atmosfera w zespole nagle się poprawi, bo niezadowolony z umniejszania pozycji w zespole Przedpełski wybrał inną drogę. Nie bądźmy naiwni.
Nie będę pisać o tym, że część kibiców nie utożsamia się też z nazwą, bo to stary temat i tego nie przeskoczymy. Przychodzi za to do zakończenia sezonu i Memoriału Mariana Rosego, to pomija się dwadzieścia wcześniejszych edycji i w programie zawodów informuje kibica, że ów memoriał odbywa się po raz trzeci. Tak, po raz trzeci, odkąd klubem rządzi Przemysław Termiński. A co z poprzednimi edycjami, które padały łupem m.in. Plecha, Żabiałowicza, Hampela? To tylko przykład tego, że to wszystko jest po prostu "dziwne". Najświeższy jest taki, że od teraz tekst kilkuletniego chłopca - jak kiedyś, np. w 2001 roku mnie - do ojca w niedzielny poranek "tato, chodźmy dziś na żużel, jeżdżą nasi", nabiera w Toruniu nowego znaczenia.
PS. Bardziej wnikliwi z Was, czytelników, mogą przypomnieć sobie teksty sprzed kilku tygodni, w których podsumowywałem miniony sezon Get Well i opiniowałem kształt składu na kolejny. Nie było w nim z mojej strony zbyt wielu ciepłych słów i przesadnego optymizmu. Zgoda. Nie ma tego nadal, choć przedsezonowa buchalteria nie ma w zasadzie większego znaczenia, gdyż jak wiemy - żużel bywa jak loteria. Bogatszy o doświadczenia wolę być jednak mile zaskoczony, niż rozczarowany. Awans Aniołów do czwórki będzie dla mnie niespodzianką. Jeśli zespół zachwyci, jak robił to momentami w drugiej części ostatniej kampanii, gdy do samego końca dzielnie walczył o awans do play-off, będę pierwszym, który to powie i uderzy się w pierś. Mimo że coraz mniej w tym wszystkim jest swojskości i perspektyw na przyszłość.
Z żużlowym pozdrowieniem,
Tomasz Janiszewski
ZOBACZ WIDEO Jakub Jamróg: Był taki rok, że widziałem pięć trupów