Klub z Częstochowy ponownie bardzo szybko porozumiał się w kwestii dalszej współpracy z Matejem Zagarem. Prezes Włókniarza Michał Świącik jeszcze przed rozpoczęciem ostatniego meczu ligowego ogłosił, że reprezentant Słowenii w dalszym ciągu ścigać się będzie z lwem na piersi.
Nie było to takie oczywiste, bo wielu kibiców wyobrażało sobie wzmocnienie formacji seniorskiej kosztem Zagara. Życzył sobie tego też Marek Cieślak, który chciał w swojej drużynie Martina Vaculika. Żądania Słowaka okazały się jednak za wysokie dla Włókniarza, dlatego zarząd zdecydował się zaproponować dalszą współpracę Zagarowi. Zresztą akcje zawodnika u władz klubu stoją wysoko. Dlaczego? Słoweniec jest gwarantem określonej liczby punktów, choć zdarza mu się zwłaszcza na wyjeździe zawodzić. Ponadto w klubie chwalą go, że jest bezproblemowy i łatwo z nim o porozumienie. Zresztą on sam pod koniec sezonu w 2017 roku mówił, że "skoro jest dobrze, to po co zmieniać". Wówczas nowy kontrakt dograno ekspresowo.
Dużo plusów w oczach nie tylko klubu, ale również i kibiców, Zagar zyskał po tym, jak odmówił Speed Car Motorowi Lublin. Beniaminek miał go kusić intratną ofertą, jednak zawodnik z niej nie skorzystał, bo wcześniej dogadał się z Włókniarzem i nie zamierzał łamać danego słowa.
Adrian Miedziński natomiast odżył w Częstochowie. Dość szybko zyskał sobie sympatię większości kibiców, którzy sceptycznie podchodzili do transferu wychowanka toruńskiego Apatora. Jeździł on jednak na tyle dobrze i wszedł w relacje z fanami, że po rozgrywkach mało kto wyobrażał sobie, aby odszedł z Włókniarza. Cień na dobry sezon Miedzińskiego kładzie jednak faza play-off, w której nie spełnił oczekiwań i na czym dość mocno ucierpiała jego średnia biegowa.
Z tego co się dowiedzieliśmy w klubie, obaj zawodnicy podpisali roczne umowy z opcją przedłużenia na kolejny sezon.
ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?