Jeśli ktoś śledzi oficjalny serwis BSPA (odpowiednik polskiego GKSŻ) na Twitterze, w połowie listopada mógł się dowiedzieć o ogromnych sukcesach brytyjskiego żużla. W porównaniu do minionego sezonu, oglądalność spotkań ligowych Premiership w BT Sport wzrosła o 41 proc. Ponadto udało się przedłużyć umowę ze stacją i mecze nadal będą transmitowane w roku 2019.
Brytyjczycy chwalą się też tym, że codziennie oficjalna witryna BSPA jest odwiedzana 140 tys. razy. Do tego profil na Facebooku ma 20 tys. polubień, a na Twitterze 25 tys. obserwujących. - Oba kanały notują imponujące wzrosty - czytamy w komunikacie.
Jeśli dodamy do tego trzeci w karierze tytuł mistrza świata dla Taia Woffindena oraz srebrny medal Brytyjczyków w Speedway of Nations, można by odnieść wrażenie, że Brytyjczycy są potęgą speedwaya. Być może nawet większą od Polski. Tak przynajmniej starają się to przedstawiać na Wyspach. Fakty są jednak brutalne dla tamtejszych działaczy.
Liga w rękach jednego pana
Można wiele napisać na temat nierozsądnych rozwiązań w regulaminach brytyjskiego żużla. Zawodnicy występują w dwóch ligach na raz, czasem muszą startować w niższej lidze kosztem tej wyższej, co przeczy logice. Idiotyczne przepisy dotyczące gościa sprawiają, że jednego dnia zawodnik może punktować dla danej drużyny, by następnego być jej rywalem.
Najśmieszniejsze wydarzyło się jednak w listopadzie. Działacze Peterborough Panthers i Ipswich Witches zgłosili się do najwyższej klasy rozgrywkowej. Dokonali tego po wsparciu finansowym Keitha Chapmana, który wykupił udziały w obu klubach. Do Chapmana należy też King's Lynn Stars. Tym samym biznesmen jest właścicielem trzech z siedmiu klubów rywalizujących w Premiership.
To tak jakby w Polsce Przemysław Termiński oprócz Get Well Toruń posiadał jeszcze Falubaz Zielona Góra i Betard Spartę Wrocław. Jak wtedy nazwać rywalizację klubów uczciwą? Jak oceniać jakieś kontrowersyjne wydarzenia pomiędzy tymi zespołami?
Warto popatrzeć jak robią to inni, chociażby piłkarska UEFA. Jej przepisy zabraniają, by klub należący do tego samego właściciela spotkał się w rozgrywkach międzynarodowych. Biznesmeni z Bliskiego Wschodu mogą sobie kupić parę klubów i inwestować w nie środki, ale jeśli awansują do Ligi Mistrzów, to prawo gry otrzyma tylko jeden z nich. Tymczasem Brytyjczycy stworzyli sobie rozgrywki, w której niemal połowa klubów należy do tej samej osoby.
Co na to Chapman? - Zainwestowałem mnóstwo środków, abyśmy zachowali trzy ligi żużlowe w Wielkiej Brytanii, ponieważ wierzę w ten sport. System z jedną, ogromną ligą nigdy nie zadziała. Rozmawialiśmy o tym z innymi działaczami i doszliśmy do takiego wniosku - orzekł prezydent BSPA.
Pudrowanie kryzysu
Chapmanowi bez wątpienia zależy na przyszłości brytyjskiego speedwaya. Stałaby ona pod znakiem zapytania, gdyby nie ruch z przejęciem klubów z Peterborough i Ipswich. W trakcie minionych rozgrywek "dość" powiedzieli bowiem działacze Rye House Rockets. W listopadzie wycofanie z rywalizacji na najwyższym poziomie ogłosili promotorzy Somerset Rebels i Leicester Lions. Brytyjczykom groziła kadłubowa liga z pięcioma zespołami w Premiership.
- Tak naprawdę nigdy nie lubiłem Ipswich, bo jestem człowiekiem King's Lynn i zawsze z nimi rywalizowaliśmy. Podobnie zresztą jak z Peterborough. Jednak trzeba to było zrobić dla dobra Premiership - przyznał z rozbrajającą szczerością Chapman.
Prezydent BSPA zapewnia, że nadal będzie działać głównie przy "Gwiazdach" z King's Lynn. Chociaż nabył udziały w pozostałych klubach, to pozostawił tam dotychczasowych działaczy. To oni będą odpowiadać za budowę składu i prowadzenie drużyny. Chapman nie zamierza mieszać się w ich pracę. Co jednak będzie, jeśli kluby nie będą przynosić zysków? Jeśli będą wymagać zmian w składach?
- Jestem świadom krytyki jaka na mnie spadnie, ale proszę nie kopać mnie za to, co robię. Uznaję to za dobry ruch dla tego sportu, bo bardzo mocno wierzę w żużel. Peterborough ma za sobą kilka świetnych sezonów, zobaczcie jak konkurencyjni byli do tej pory. Wszystko zostaje tam po staremu, tak samo w Ipswich - dodał Chapman.
ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?
Co dalej?
W ostatnich latach z brytyjskiego żużla znikło Coventry Bees, bo tamtejsi działacze stracili prawa do stadionu Brandon. Z tego samego powodu w minionym sezonie ostatni mecz odjechała ekipa The Lakeside Hammers. Nowych inwestorów poszukiwali właściciele Berwick Bandits. Ostatecznie "Bandytów" zobaczymy za rok w rozgrywkach Championship, ale problem powróci za rok, bo obecni akcjonariusze klubu najchętniej oddaliby go w inne ręce.
Świetnie prosperuje Poole Pirates pod rządami Matta Forda. Klub w ostatnich latach zdominował rozgrywki... I jest na sprzedaż. Ford zdradził, że "Piraci" przynoszą mu zyski, dlatego nadal będzie zarządzać ekipą w sezonie 2019. Biznesmen coraz więcej swoich interesów prowadzi jednak poza granicami kraju i nie ma czasu na żużel. Dlatego szuka kupca na klub z Wimborne Road. Czy wybawicielem na koniec przyszłego roku okaże się Chapman? Czy nabędzie czwarty zespół do swojej kolekcji?
- Chciałbym, aby Premiership było stabilną ligą, abyśmy pozostali przy siedmiu klubach przez co najmniej trzy najbliższe lata. Może nawet rozszerzyli rozgrywki do ośmiu drużyn. I prosiłbym, aby nie patrzeć na mnie, tylko na brytyjski żużel. Zrobiłem to, co czułem za słuszne. I nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek powinien mnie atakować. Mam w sobie pasję do żużla. Będę robił wszystko, by brytyjski żużel szedł do przodu. Wierzę, że uda mi się to osiągnąć - podsumował wybawiciel i równocześnie problem brytyjskiego żużla.
Sponsorzy wpłacają uczciwie kasę na konto klubu.
Klub płaci zawodnikom uzgodnione pieniądze za pkt.
Klub nie daje łapówek aby ktokolwiek u nich Jaki kryzys ktoś tam widzi ?
Zabrać w Polsce dotacje i wprowadzić ich zasady to w EL zostanie 4 zespoły
i to w rękach Pana R. z Wrocławia. Czytaj całość
W drużynie reszty świata było jeszcze po 2 zawodników z Australii i Danii.