15 lat pracował w branży medialnej, był redaktorem naczelnym jednego z żużlowych portali, teraz stoi u boku Jakuba Jamroga. - Co mi strzeliło? Już od dawna pomagam zawodnikom - mówi nam Paweł Racibor, menedżer zawodnika Betardu Sparty Wrocław. - Od 2004 roku prowadzę stronę internetową Janusza Kołodzieja, a cztery lata później pomagałem mu szukać sponsorów. W 2008 roku załatwiłem umowę z Multimedia Polska - przyznaje.
Krótko po pojawieniu się Racibora w teamie, Jamróg dał mocny wywiad o życiu na kredyt, gdzie opowiadał, jak w sezonie 2018 dostał wynagrodzenie po pierwszym meczu, a potem musiał brać pożyczki, żeby związać koniec z końcem. - To nie było jednak tak, że ja ten wywiad inspirowałem - wyjaśnia Racibor. - Cała sytuacja pokazała jednak, że Kuba potrzebuje kogoś do pomocy. Już wcześniej proponował mi współpracę, ale byłem uwiązany w transmisje radiowe i chciałem dokończyć ten sezon. Teraz jestem i mam nadzieję, że Kuba już nigdy nie przeżyje tego, co w minionych rozgrywkach. Nie dostawał wynagrodzenia i musiał pożyczać pieniądze od ludzi, żeby normalnie funkcjonować. Na końcu już nie było od kogo, więc musiał wziąć kredyt. Dobrze, że Unia na koniec października zrobiła przelew. Plus całej sytuacji był taki, że poznał prawdziwych przyjaciół.
Racibor zostając menedżerem Jamroga, wszedł w świat, który przez lata opisywał. - Powiedziałbym raczej, że stawałem po stronie zawodników - komentuje. - Im zabrania się wypowiedzi, są za nie karani, więc przynajmniej tyle mogłem zrobić dla równowagi w przyrodzie. Z żużlowcami zawsze miałem dobre relacje, więc przejście ze świata mediów na drugą stronę było łatwe. I na razie jestem nowym zadaniem mile zaskoczony. Każdemu życzyłbym takiego kontaktu, jaki mam ze Spartą. Wysyłam maila i sprawa załatwiana jest momentalnie. Tak powinien działać każdy klub ekstraligowy.
Żużlowi działacze przyjęli go sympatycznie. Mówi, że nie podchodzą do niego, jak do jeża. Nikt nie traktuje go jak byłego dziennikarza, przy którym trzeba uważać na to, co się mówi. - Jednak strony internetowe Golloba, Kołodzieja i Artioma Łaguty dalej robię. Poza tym żadnej medialnej pracy. Może się nie wypaliłem, ale chciałem spróbować czegoś nowego - stwierdza Racibor.
Jamróg będzie jedynym zawodnikiem, którego otoczy menedżerską opieką. Nie zamierza brać sobie innych żużlowców na głowę. - Jestem w dobrych relacjach z Tomkiem Gaszyńskim, menedżerem Golloba - mówi Racibor. - Wiele się od niego nauczyłem, patrząc, jak zachowuje się w parku maszyn. Dobry menedżer musi wyczuć sytuację i nie narzucać się zawodnikowi, kiedy ten potrzebuje spokoju. Gaszyński to potrafi, a ja chcę działać w jego stylu. Z Kubą powiedzieliśmy sobie, że podstawą naszej współpracy ma być szczerość. Jak coś się nie podoba, to mówimy sobie o tym, żeby wyciągnąć wnioski i iść dalej, do przodu.
- A większej liczby zawodników nie chcę, bo to nie piłka - zauważa. - W futbolu wszystko sprowadza się do podpisania kontraktu, a w żużlu trzeba pilnować wielu spraw. Trzeba znać regulamin, żeby zawodnik wiedział, co może robić i unikał kar. Trzeba też poukładać relacje z klubem. Ja to mam za sobą, bo z panią Krystyną Kloc odbyłem długą rozmowę w zakresie tego, co mam pilnować. A tak w ogóle to bardziej jestem przyjacielem niż menedżerem Kuby - kończy Racibor.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"