Bartłomiej Ruta. Szprycą w twarz: KSM to bzdura na kółkach

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Szymon Woźniak i Martin Vaculik.
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Szymon Woźniak i Martin Vaculik.

Tegoroczna giełda transferowa była prawie zamknięta. Niewiele się na niej działo. Od razu podniosły się głosy o wprowadzeniu kalkulowanej średniej meczowej. Tylko po co? Aby równać w dół? To bzdura!

W tym artykule dowiesz się o:

"Szprycą w twarz" to cykl felietonów Bartłomieja Ruty, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Kilka lat temu głośno było w polskim żużlu o malejącej frekwencji na trybunach. Jako główny powód zarządcy klubów podawali, że składy co chwila się zmieniają i kibice nie identyfikują się ze swoimi zespołami. Część z nich wtedy zapomniała, kto jeździł, a kto będzie jeździł w ich drużynie. Obecnie ten stan się poprawił, a tegoroczna giełda pozwoliła w większości zachować stany kadrowe w klubach. PGE Ekstraliga wyszła z tego obronną ręką.

W zależności od tego, jaki współczynnik KSM byśmy przyjęli na nadchodzący sezon, działacze 3 lub 4 klubów musieliby gruntownie przemeblować swoje składy. Tak się nie stało, bo KSM nie ma, ale jednak grono malkontentów się znalazło. Ta grupa to nie są ludzie myślący racjonalnie. Wprowadzenie tego obostrzenia pomogłoby rozruszać tegoroczną giełdę, zbudować mocniejszy skład beniaminkowi, ale nie dałoby nic więcej.

Kapitalną statystykę w tej sprawie zaprezentował Marcin Kuźbicki z Eleven Sports Network. Komentator przejrzał tabele ligowe z sezonów z KSM i tych bez. Wynika z nich, że w latach z limitami różnice między pierwszą a ostatnią drużyną w tabeli wynosiły: 2011 - 21 punktów, 2012 - 27, a 2013 - 26, przy czym w tych dwóch ostatnich latach, liga była 10-zespołowa. Dla porównania w ostatnich trzech sezonach, kiedy liga jedzie bez KSM w 8 drużyn, te różnice są mniejsze i wynoszą 2016 - 20, 2017 - 17, a w tym sezonie było to 19 punktów. Wniosek jest prosty: KSM nie wyrównuje ligi. Po co nam więc ten sztuczny twór?

Mam wrażenie graniczące z pewnością, że wprowadzanie tego limitu ma na celu osłabić najmocniejsze drużyny i wprawić w konsternację kibiców. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że wyrównuje ono poziom. Wspomniany Kuźbicki policzył też procentowy udział meczów, w których wygrane jednej z drużyn były wyższe niż 10 punktów. Tu również KSM w niczym nie pomagał.

Anglicy mają problemy finansowe, bo dla nich żużel to rodzinny piknik. Podobnie jest w Szwecji, stąd w tych krajach owo obostrzenie ma prawo funkcjonować. U nas żużel to wielki produkt marketingowy i jeśli chcemy, by nim pozostał, nie możemy dokładać przepisów, które utrudnią jego zrozumienie. Z historii naszej ligi doskonale pamiętamy, że nawet sędzia miał problemy, aby wyliczyć odpowiedni KSM dla zespołu. Po co sobie utrudniać. Wyrażam szczerą nadzieję, że ludzie decyzyjni raz na zawsze porzucili pomysł wprowadzania tego limitu, bo nie ma on żadnej wartości dodanej dla czarnego sportu.

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Nie wyobrażam sobie klubu bez prezesa Mrozka. On zna się na żużlu, a takich ludzi brakuje

Źródło artykułu: