[b]
Tak jeździł w sezonie 2018[/b]
Jason Doyle przystępował do niego jako indywidualny mistrz świata. Początek miał pechowy, bo w odpowiednim wejściu na wysokie obroty przeszkodził upadek w Gorzowie. Gdy już udało się stopniowo osiągnąć wysoki pułap, przytrafiła się kraksa w Cardiff, przez co znów musiał budować formę i szukać pewności. Australijczyk był liderem Get Well Toruń, ale w PGE Ekstralidze nie znalazł się nawet w dziesiątce najlepszych zawodników, co sprawia, że w nowej kampanii będzie mieć sporo do udowodnienia. Barwy Aniołów przywdzieje po raz trzeci karierze.
Średnia biegowa: 2,048 (12.)
Średnia meczowa: 9,15
Punkty: 119
Bonusy: 10
Biegi: 63
Wygrane biegi: 22
Doświadczenie: 5
Ma w dorobku złoty medal IMŚ, ale na polskich salonach znajdziemy wielu zawodników, którzy jeżdżą na nich dłużej. Australijski żużlowiec debiutował w Ekstralidze, mając już niespełna 30 lat - w 2015 roku. W Toruniu zaczął wyśmienicie, ale później wpadł w dołek. Pod względem liczb najlepiej prezentował się po przejściu do Falubazu Zielona Góra (2016-2017). Bagaż doświadczeń to jednak przede wszystkim lata spędzone na torach brytyjskich i od czterech sezonów regularna jazda w cyklu Grand Prix. Doyle'a - mimo że w czołówce światowej zagościł późno - nic ani nikt nie jest już w stanie zaskoczyć.
Start i pierwszy łuk: 5
Dobry startowiec i "cwaniak" w rozdaniu kart w pierwszym łuku. Gdy reprezentant Australii dobrze wystrzeli spod taśmy, wie, co robić, by na prostej przeciwległej pokazywać już reszcie stawki plecy. Błędy w tym elemencie zdarzają mu się sporadycznie. Na mały minus działa fakt, że Doyle próbuje niekiedy podkraść start, próbując zyskać przewagę nad rywalami od razu na samym początku. W GP sędziowie wielokrotnie karali go za to ostrzeżeniami.
Jazda parą: 4
Umiejętność, która w jeździe drużynowej bywa na wagę złota. Szczególnie gdy tak jak Doyle bywa się najczęściej tzw. prowadzącym parę, jako zawodnik mocniejszy z danego duetu. Tutaj zawsze można być lepszym i w zasadzie w obecnych czasach trudno jednym tchem wymienić prawdziwych mistrzów jazdy parą. Australijczyk, gdy czuje się mocny, najczęściej decyduje się na samotne ucieczki, choć całkowitego braku współpracy z kolegą nie można mu zarzucić. Potrafi się rozglądać, poczekać i zrobić miejsce tuż po starcie.
ZOBACZ WIDEO Tai Woffinden: Na PGE Narodowym najlepsza atmosfera i pełne trybuny
Technika: 5
Umówmy się, że jeśli zostaje się numerem jeden na świecie, poziom umiejętności czysto technicznych musi być na najwyższym poziomie. Doyle je ma, charakteryzując się do tego przyjazną dla oka sylwetką. Nie przeszkadza mu różnorodność torów, na których przychodzi mu się ścigać. Znany z wyszukanych określeń Mateusz Borek, gdyby obserwował żużel z podobną uwagą jak piłkę nożną i boks, zapewne nazwałby Doyle'a "plastycznym". Trzeba przyznać, że coś w tym jest. Żużlowiec z Nowej Południowej Walii szybko potrafi dostosowywać się do panujących warunków, nie tracąc przy tym swoich atutów.
Sprzęt: 4
W ostatnim sezonie wpływ na to, że Doyle nie liczył się w walce o medale w cyklu GP i nie był nawet w dziesiątce najlepszych zawodników PGE Ekstraligi, miały w dużym stopniu upadki, ale gołym okiem było widać, że motocykle nie pracowały u zawodnika tak, jakby tego oczekiwał. W pewnym momencie odstawił delikatnie na boczny tor zaufanego Flemminga Graversena. Doyle zaczął szukać alternatyw i miał nawiązać kontakt z odchodzącym wkrótce na emeryturę Janem Anderssonem oraz Ryszardem Kowalskim spod toruńskich Cierpic. Prawdziwe jej efekty powinniśmy jednak poznać wraz z nowym sezonem, do którego przystąpi też z nowymi mechanikami. Z dotychczasowymi, Dave'm Haynesem i Johno Birksem, zakończył współpracę.
Psychika: 6
Ktoś powie, że po tym, jak kroczył po mistrzowski tytuł z pogruchotaną stopą, trudno zarzucić mu problemy z szeroką pojętą psychiką. Na taki ruch nie zdecydowałoby się przecież wielu sportowców i to nawet żużlowców. Trudno z tym polemizować. Determinacja Doyle'a po fatalnych kraksach, które zakończyły mu sezony 2015-2016 (w drugim stracił dużą szansę na złoto IMŚ), była wręcz szokująca. Był nazywany człowiekiem z tytanu, wzbudzał całkowicie zasłużony podziw. W ostatnich miesiącach też dość szybko dochodził do siebie po dwóch ciężkich upadkach. Australijski lewoskrętny potrafi więc w kluczowych momentach trzymać nerwy na wodzy, nie oglądając się na nic. To prawdziwy wojownik.