Lwim pazurem to cykl felietonów Mariana Maślanki, byłego prezesa Włókniarza Częstochowa.
***
Kiedy w sezonie 2011 Włókniarz walczył o utrzymanie ze Startem Gniezno, to o wszystkim decydowały dwa ostatnie wyścigi. Przegrywaliśmy i mogliśmy spaść. Mecz ułożył się tak, że rywal miał przewagę i w obu biegach mogli pojechać Grigorij Łaguta i Daniel Nermark. W pierwszym z nich miał miejsce potężny karambol. Wszyscy wrócili do parkingu sponiewierani, ale najmocniej ucierpiał Rosjanin. Nie mógł oddychać. Wydawało się, że nie ma szans, by jeszcze pojechał. Bardzo bolały go żebra, ale poprosił o owinięcie bandażami. Stwierdził, że musi wystartować.
Daniel Nermark kręcił głową. Dalsza jazda mu się nie uśmiechała, ale zobaczył, co zrobił jego kolega i uznał, że również wsiądzie na motocykl. Panowie odwrócili losy rywalizacji i uratowali nam Ekstraligę. Po meczu Łaguta pojechał do szpitala i okazało się, że ma złamane trzy żebra. W takim stanie Rosjanin chciał umierać za Włókniarz.
Dlaczego o tym wspominam? Oglądałem wywiad z zawodnikiem ROW-u, którego udzielił Rybnickiemu Magazynowi Żużlowemu. Grigorij Łaguta powiedział, że chce odpracować na torze, to co zrobił dla niego prezes Krzysztof Mrozek. Jestem przekonany, że to zrobi. To twardy facet. Do tego zdeterminowany, a historia z Częstochowy pokazuje, że jest również zdolny do poświęceń. Nie mam wątpliwości, że będzie mu zależeć jak nigdy.
Ile musiałby zrobić Łaguta, żeby on i Krzysztof Mrozek byli kwita? Całkiem sporo, bo z powodu jego wpadki wydarzyło się wiele złego. Gdyby awansował z ROW-em do PGE Ekstraligi, a później został i poprowadził klub do kolejnego sukcesu, to myślę, że mielibyśmy do czynienia z odkupieniem win. Jestem jednak przekonany, że ta przygoda potrwa znacznie dłużej niż dwa sezony.
Pamiętam, jak sam sprowadzałem Łagutę do Włókniarza. W pakiecie był jeszcze jego brat. Obaj mnie urzekli swoją pracowitością i determinacją w dążeniu do celu. Najpierw wyczyniali dziwne rzeczy na częstochowskim torze. Wybierali ścieżki, którymi nikt inny nie jeździł. W tym szaleństwie na treningach była jednak metoda. Oni chcieli zrobić dosłownie wszystko, żeby poznać od deski do deski swój domowy obiekt. Poza tym wielkie wrażenie zrobiła na mnie ich serdeczność i otwartość. Zawsze mieli czas dla kibiców. Na każdym kroku było widać, że chcą się pokazać w Polsce. To im się zresztą udało. Tworzyli nieprawdopodobne widowiska.
Łaguta na pewno poczuje się liderem ROW-u. Czy będzie kapitanem? Tego nie wiem. Decyzję muszą podjąć sztab szkoleniowy i zarząd klubu po rozmowach z zawodnikami. Gdyby to ode mnie zależało, to raczej nic bym nie zmieniał. Kacper Woryna to chłopak z Rybnika. Jest na miejscu i doskonale się sprawdził w tej roli. A Grisza? Świetny zawodnik, ale trzeba też pamiętać, z jakiego powodu ROW znalazł się w pierwszej lidze. To jednak tylko moje prywatne zdanie. Rybniczanie sami wiedzą najlepiej, co należy zrobić.
Na koniec jeszcze jedna refleksja. Na powrocie do żużla Łaguty może także skorzystać Siergiej Łogaczow. Grigorij ma na niego ogromny wpływ. Młody Rosjanin miał trafić do ROW-u wcześniej, ale plan nie wypalił. Udało się teraz i w mojej ocenie to świetne rozwiązanie. Łogaczowowi brakowało ostatnio wsparcia. Zwłaszcza w Daugavpils popełniał sporo błędów, jeździł niebezpiecznie, kasował kolegów i tak naprawdę wyleciał z zespołu. Teraz będzie mieć mentora. Jego talent może eksplodować. Dostał wielką szansę od losu.
Marian Maślanka
ZOBACZ WIDEO Jamróg: Nie mam wyrobionej marki. Wciąż muszę coś komuś udowadniać