Złe wieści w sprawie licencji dla Orła. Nadal nie ma umowy. Skrzydlewski mówi, że to zemsta

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: stadion Orła Łódź
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: stadion Orła Łódź

Orzeł Łódź nie dostał licencji na starty w sezonie 2019 ze względu na brak umowy dotyczącej wynajmu stadionu. Czas na odwołanie mija 13 grudnia. Do tej pory w całej sprawie nie zostało jednak zrobione kompletnie nic.

- Nikt z nami nie rozmawia, a jest już 11 grudnia - mówi prezes Witold Skrzydlewski. - Klęczę tylko w kościele i nie będę tego robić przed urzędnikami. Jeśli miasto nie widzi potrzeby, żeby w mieście był żużel, to nic nie zrobimy. Podkreślam, że nie chcemy nic innego niż pozostałe kluby. Zależy nam na takiej samej umowie na wynajem obiektu. Tymczasem cały czas jesteśmy traktowani jak powietrze. Uważam, że to zemsta, bo ten stadion został wybudowany za zbyt małe pieniądze w porównaniu z innymi obiektami. Od samego początku mieliśmy pod górkę - dodaje główny sponsor Orła.

Orzeł już od dawna prowadził korespondencję, w której ostrzegał władze miasta i zarządcę obiektu, że klub może nie otrzymać licencji. - Informowaliśmy, że do 29 listopada potrzebujemy dokumentu uprawniającego nas do korzystania ze stadionu. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. 5 grudnia, a więc po terminie, MAKiS przesłał nam list intencyjny z wsteczną datą, z którego wynika, że jeśli będzie kiedyś zarządcą obiektu, to być może go nam wynajmie - tłumaczy Skrzydlewski.

- W tym sezonie dostaliśmy dotację celową w wysokości 27 tysięcy złotych na każdy mecz. Musieliśmy jednak wszystko sami przygotować. Daliśmy swój sprzęt, swoich ludzi i paliwo. Dodatkowo zapłaciliśmy 53 tysiące złotych podatku VAT. Teraz nie chcemy być traktowani gorzej. Zależy nam, żeby podejść do nas tak samo jak do innych dyscyplin, a więc piłki nożnej, siatkówki czy rugby. Nie jesteśmy gorsi - wyjaśnia szef Orła.

Dodajmy, że na odwołanie Orzeł ma czas do czwartku. - Jeśli miasto nie podejmie z nami rozmów, to sprawdzą się słowa pana Grajewskiego i na stadionie będzie można organizować wyścigi psów. Nie wiadomo jedynie czy takich rasowych czy kundelków - wyjaśnia prezes. - Argument, że obiekt nie został jeszcze odebrany, jest pozbawiony sensu. To zwykła gra prowadzona po to, żeby wykonawca przez całą zimę miał na swoim utrzymaniu stadion. Umowę można przecież sporządzić w odpowiedni sposób. Wystarczy dodać zapis, że wchodzi ona w życie, kiedy stadion zostanie przejęty przez MAKiS - przekonuje prezes.

ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?

Brak umowy na wynajem stadionu to problem nie tylko w związku z trwającym procesem licencyjnym. - 1 grudnia mieliśmy ruszyć z kampanią promującą sprzedaż karnetów. Wszystko było przygotowane. Ściągnęliśmy do Łodzi zawodników, ale całą akcję trzeba było odwołać. Rok temu straciliśmy na tym, że nie było obiektu. Teraz znowu próbuje się nas zniszczyć. Wynajęliśmy już firmę, która oszacuje, jakie ponieśliśmy straty wizerunkowe. Będziemy domagać się od miasta odszkodowania. W tym przypadku klub nie ponosi żadnej winy. Zawiniło miasto. Na żadne pismo, które złożyliśmy w tej sprawie, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Czy my jesteśmy drugą kategorią ludzi? - pyta Skrzydlewski.

Dodajmy, że stadion, na którym w przyszłym roku Orzeł miałby rozgrywać swoje mecze, jest w kiepskim stanie. A mogło być dużo gorzej, gdyby nie zaangażowanie prezesa Witolda Skrzydlewskiego. - Na całym stadionie jest błoto. Za obecny stan obiektu powinien się wstydzić prezes MAKiS-u. Był współorganizatorem zawodów enduro i do dziś nie raczył po sobie posprzątać. Trzeba wywieźć z obiektu jeszcze sporo ziemi - wyjaśnia szef Orła.

- Gdyby nie działania klubu i osobiste zaangażowanie prezesa, to w przyszłym roku nie bylibyśmy w stanie rozgrywać na tym obiekcie meczów. Tor nie został przygotowany na zimę przez zarządcę obiektu. Wraz z trenerem podjęliśmy jednak odpowiednie działania, chociaż nie powinno nas tu nawet być, bo nie mamy żadnego tytułu do obecności na obiekcie - podsumowuje wiceprezes Orła Marcin Ulacha.

Źródło artykułu: