W roku 2017 Adam Skórnicki podpisał kontrakt z Wolverhampton Wolves, a działacze z Monmore Green ogłaszali powrót klubowej legendy. Tym bardziej że wcześniej spędził on w szeregach "Wilków" wiele lat i cieszył się popularnością wśród tamtejszych kibiców. Kolejna przygoda z Wolverhampton zakończyła się jednak fiaskiem, bo Skórnicki stracił miejsce w zespole po kilku tygodniach.
Skórnicki był wtedy prekursorem, bo postawił na silniki zaprojektowane przez Norberta Gatzki. To niemiecki inżynier, który swego czasu pracował dla BMW i postanowił spróbować swoich sił w speedwayu. Wpadł on na pomysł jednostki, która będzie znacznie tańsza w serwisowaniu i przy tym wytrzymalsza od popularnych na rynku GM-ów.
- Nie wiedzieliśmy, że Adam będzie korzystać z silników Gatzki. Ten pomysł nie wypalił - mówił w 2017 roku Chris Van Straaten, promotor Wolverhampton.
Sam Skórnicki nie jest przekonany, czy to faktycznie silniki Niemca były wówczas decydujące. - Ciężko powiedzieć, co wtedy było przyczyną słabszych występów. Nie dość, że wracałem wtedy do żużla po trzyletniej przerwie, to jeszcze na innych silnikach. Można powiedzieć, że wtedy odjechałem dwa czy trzy mecze i mi podziękowano - wspomina.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Losowanie Ligi Mistrzów: "Będą szły iskry"
Obecny menedżer Falubazu Zielona Góra trzyma jednak kciuki za obniżenie kosztów w speedwayu. Dlatego niedawno pojawił się na spotkaniu z Marcelem Gerhardem, które zorganizowano w Koniakowie. - Gdy startowałem na silnikach Gatzki, to się ze mnie śmiano. Czy Marcel odniesie sukces ze swoim produktem? To wszystko zależy od paru rzeczy. Czy coś jest modne, czy nie. Kto ile pieniędzy zarobi na takiej zmianie, nie wszystkim pasują też takie silniki. Na pewno produkt Gerharda to jest jakaś dobra droga - twierdzi.
Skórnicki nie ma jednak wątpliwości, że zawodnicy mierzący w najwyższe cele, nie będą patrzeć na koszty, a to zła wiadomość dla Gerharda. - Trzeba rozgraniczyć to, czy ktoś chce jeździć tanio, czy ktoś chce zdobywać mistrzostwa świata. Jeśli to drugie, to koszty są dla niego nieważne. On chce mieć jak najszybszy motocykl i wyda na niego każdą kwotę - dodaje.
Nie tak dawno Skórnicki sam jeździł na II-ligowym froncie w barwach Kolejarza Rawicz i ma świadomość tego, że na najniższym szczeblu zawodnicy nie zarabiają kokosów. Wyjściem mogłaby być interwencja ze strony GKSŻ i regulaminowy nakaz jazdy na silnikach GTR. - Na pewno jest to jakaś opcja, bo zawodników mamy coraz mniej, a chcielibyśmy ich mieć coraz więcej, aby podnosić poziom dyscypliny. To, że mamy najlepszą ligę świata to nie znaczy, że poziom jest świetny. Mamy najlepszą ligę świata, bo nigdzie indziej żużla nie ma - podsumowuje Skórnicki.
Postawić na tanie czeskie dwuzaworówki .
Gdyby jeżdżono na takich silnikach w rozgrywkach juniorskich i np. w 2 lidze
to nikt nie mógłby narzekać żeSilnik który kosztuje max 9 tyś zł i wytrzymuje 60 wyścigów bez remontu a przy tym jest dobry do ścigania w każdych warunkach jest tym czego potrzebuje zaplecze speedwaya.
Uważam ,ze za Polakami szybciutko poszliby w Danii, UK i Czechach. Czytaj całość
tak jak ja w latach 70-tych :)