Tak minął mi rok. Dzięki dominacji Unii Leszno niższe ligi odzyskują swój blask

W momencie kiedy Unia Leszno kompletnie zdominowała PGE Ekstraligę musiałem wyruszyć w poszukiwaniu emocji do niższych lig. Jak się okazało to był słuszny kierunek. Rozgrywki Nice 1. LŻ i 2. LŻ niemal co kolejkę sprawiały mi wiele radości.

KOMENTARZ. Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale odnoszę wrażenie, że "najlepsza liga świata" z roku na rok traci swój blask. Tutaj jednak nie chodzi o sam produkt. PGE Ekstraliga sama w sobie jest tworem, który powinny naśladować inne dyscypliny w Polsce - w klubach jeżdżą najlepsi zawodnicy na świcie, frekwencja na stadionach

jest więcej niż zadowalająca, atmosfera na trybunach sprawia, że mecze oglądają całe rodziny, w telewizji produkt opakowany jest wzorowo. Skoro wszystko jest tak dobrze to co jest z tym nie tak? A no to, że w ostatnich sezonach PGE Ekstraliga obdarta jest z emocji. Tych najczystszych, tych powodujących oglądanie kolejki ligowej z zapartym tchem, tych budujących napięcie od pierwszej kolejki aż do wielkiego finału. Niestety ostatnio oglądamy rozgrywki, które są rozstrzygnięte na początku sezonu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie przewidzieć kto tę ligę zdominuje, a kto będzie musiał się z nią pożegnać. Oczywiście, że czasami zdarzy się jakaś niespodzianka, ale czy w ostatnim sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej zdarzyło się coś nieoczekiwanego? Wszyscy wiedzieliśmy jaki potencjał ma Fogo Unia Leszno, wszyscy widzieli również braki Grupy Azoty Unii Tarnów. A może walka Falubazu Zielona Góra o utrzymanie kogoś zaskoczyła?

Takich sytuacji natomiast nie było w niższych ligach. Kto spodziewał się takiej kampanii w wykonaniu beniaminków Nice 1.LŻ? Co się stało z Orłem Łódź i Wybrzeżem Gdańsk? Gorzej nie było również klasę niżej. W tej teoretycznie najsłabszej lidze aż pięć zespołów jechało o coś. Pierwszą parę tworzyli liderzy - Stal i Ostrovia. Oba zespoły odskoczyły reszcie stawki i stoczyły piękną rywalizację pomiędzy sobą. Zwieńczeniem tego był finał, który mógł potoczyć się w każdą ze stron. Niewiele mniej emocji było pomiędzy PSŻ Poznań i Kolejarzem Opole. Tutaj przez cały sezon toczyła się rywalizacja o awans do fazy play-off. Kto wie jakby się to zakończyło gdyby nie felerna kontuzja Mateusza Borowicza? Natomiast najciekawszym zespołem w tej lidze były rawickie rezerwy Unii Leszno, które potrafiły podjąć rękawice z każdym rywalem i na każdym torze.

Jedno jest pewne. W niższych ligach powróciło coś czego dawno tam nie było. Niemal w każdej kolejce były niespodzianki, a to generuje dodatkowe emocje. PGE Ekstraliga doszła do momentu, w którym w swojej profesjonalizacji jest do bólu przewidywalna. Jednak czy ten romantyzm uda się jeszcze odzyskać? Próbowano już powiększać ligę, próbowano wprowadzać KSM... więc co teraz? Pozostaje czekać z nadzieją, że hegemonia leszczynian zostanie w końcu przerwana i ktoś "skruszy" ten beton.

BOHATER. Na to miano zasługuje cała drużyna Speed Car Motor Lublin. Drugi sezon po reaktywacji i drugi awans. Skład lublinian jeszcze przed sezonem wydawał się być ciekawy, jednak nie można było zakładać takiej dominacji. Niemal przez cały sezon regularny byli nie do "ugryzienia" dla rywali z Nice 1. Ligi Żużlowej, a w finale sprawili takie emocje jakich dawno nie było na tym poziomie. To właśnie chociażby za tę remontadę Motor zasługuje na tytuł bohatera sezonu.

KONTROWERSJA. Jeżeli mówimy o całym roku to wybór może być tylko jeden. Ireneusz Nawrocki i jego wszystkie historie. Człowieka, który aż tak bardzo namieszał w żużlu już dawno nie było (o ile w ogóle był?). Ta sytuacja pokazuje, że GKSŻ powinien jeszcze bardziej kontrolować to co dzieje się w klubach, ponieważ w długim terminie na panu Nawrockim stracili wszyscy - klub, zawodnicy, kibice, sponsorzy, jak i władze ligi.

AKCJA ROKU. Wybór jest tutaj naprawdę spory, jednak postawię na coś mało efektownego, ale bardzo efektywnego. 15. bieg meczu Speed Car Motor Lublin vs ROW Rybnik. Para Robert Lambert - Andreas Jonsson wygrywają z duetem Kacper Woryna i Andrzej Lebiediew. To właśnie po ostatnim biegu w meczu rewanżowym finału Nice 1. LŻ lublinianie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie w dwumeczu. Taki obrót spraw i udana pogoń od pierwszego do ostatniego wyścigu wprowadziła kibiców Motoru w prawdziwą ekstazę.

CYTAT. - Mam na to wy*****e - takie hasło bojowe swojej drużyny zaprezentował Krzysztof Mrozek podczas rewanżowego spotkania w finale Nice 1. Ligi Żużlowej. Jak widać kontrowersyjne hasło, które obiegło całą sportową Polskę, nie zadziałało na drużynę i ROW Rybnik pozwolił Speed Car Motorowi Lublin na efektowną remontadę.

LICZBA 3. We wszystkich trzech ligach tylko trzy zespoły nie zaznały goryczy porażki na własnym stadionie. Co ciekawe, w każdej z lig była tyko jedna taka drużyna.

ZOBACZ WIDEO Wielcy żużlowi mistrzowie ślą życzenia dla Tomasza Golloba

Źródło artykułu: