8 czerwca - Diamond Cup na start. Dla zwycięzcy diament za ponad pół miliona
Drugie, obok Stali Rzeszów, "dziecko" Ireneusza Nawrockiego, ale podobnie jak w przypadku klubu nie wszystko potoczyło się tak, jak biznesmen to sobie wyobrażał. Zamiast pięciu turniejów były trzy (w tym z kadłubową obsadą w Lamothe-Landerron), a z dużych nazwisk do końca uchowali się tylko Greg Hancock i Niels Kristian Iversen (nie umniejszając niczego Grzegorzowi Zengocie). Ponadto doszło do bitwy polsko-słoweńskiej po odwołanym turnieju w Krsko.
Plus Diamond Cup? Nagrody dla zawodników. Nawrocki najlepszym żużlowcom cyklu wręczył certyfikowane diamenty. Najdroższy - o wartości 580 tys. zł - otrzymał Greg Hancock, ten o wartości 427 tys. zł padł łupem Zengoty, nagrodę wycenianą na 188 tys. zł zgarnął Iversen, zaś kamień szlachetny o wartości 124 tys. zł odebrał Linus Sundstroem. Ale żeby w temacie nagród nie było tak kolorowo, nieco ponad dwa tygodnie temu Iversen pożalił się, że nadal nie otrzymał zapłaty za jazdę w cyklu.
9 czerwca - Rosjanie pierwszymi zwycięzcami Speedway of Nations
Po fatalnym występie Polaków w 1. finale Speedway of Nations (15 punktów, przedostatnie miejsce), przed drugim finałowym turniejem w narodzie nie było wielkiej wiary. W nim drużyna Marka Cieślaka co prawda zaprezentowała się o niebo lepiej niż dzień wcześniej, ale po wykluczeniu Patryka Dudka w barażu (po drugim ostrzeżeniu za utrudnianie startu, pierwsze otrzymał... dzień wcześniej) prysła nadzieja na awans do finału.
Ostatecznie w pierwszej, historycznej edycji Speedway of Nations, złote medale padły łupem Rosjan, którzy w decydującej gonitwie odnieśli zwycięski remis z Brytyjczykami. Polacy, po dwóch latach rozstawiania rywali po kątach w DPŚ, musieli zadowolić się brązem.
10 czerwca - sensacja i kontrowersje w jednym. Unia Tarnów pokonała Unię Leszno w cieniu skandalu
To była jedna z największych, jeśli nie największa niespodzianka minionego sezonu. Skazywana na pożarcie Grupa Azoty Unia Tarnów sensacyjnie pokonała u siebie Fogo Unię Leszno 47:43, wygrywając podwójnie trzy ostatnie wyścigi. Nie obeszło się jednak bez kontrowersji.
Fogo Unii i władzom Ekstraligi Żużlowej podpadł kierownik startu w Tarnowie, który przez pół meczu uprzykrzał życie zawodnikom gości. Robił to mimo kolejnych upomnień sędziego. Dopiero po tym, jak arbiter przeprowadził z nim dyscyplinującą rozmowę, kierownik się uspokoił.
Oprócz karygodnego zachowania kierownika, nie popisały się też osoby odpowiedzialne za roszenie toru. Tego dnia, po awarii rezerwowej polewaczki, nawierzchnię polewał wóz straży pożarnej, który momentami lał wodę gdzie popadnie. Raz pod bandą, innym razem przy krawężniku. W efekcie były fragmenty toru, na którym niemiłosiernie się kurzyło, na innych z kolei było ślisko. - Nad wozem straży nie było żadnej kontroli, bo tam jest dysza z wodą i nie ma tego jak regulować - tłumaczył Paweł Baran, zapewniając, że pola, z których akurat startował Janusz Kołodziej, nie były zalewane celowo.
15 czerwca - czerwona kartka dla Kung-Fu Gały
- Woryna jeździ tak samo, Zmarzlik też wystawia nogę - komentował Adrian Gała po tym, jak w meczu Car Gwarant Start Gniezno - ROW Rybnik (45:44) sędzia ukarał go czerwoną kartką za wystawienie nogi w kierunku Andrzeja Lebiediewa. Arbiter podjął taką decyzję po długiej analizie powtórek.
- Nie można tak jeździć. Trzeba szanować siebie, swoje kości, a także przeciwników. Myślę, że czerwona kartka jak najbardziej zasłużona. To będzie służyło innym zawodnikom i będzie nauczką dla niego. Tak nie można jeździć. Jak on tak zamierza jeździć, to z nim będą jeździli tak samo. To może skończyć się źle. Tym razem skończyło się dobrze, ale w innym dniu może być inaczej - mówił Lebiediew.
27 czerwca - Wspólnicy nie chcą awanturników. ROW ze szlabanem na PGE Ekstraligę
Wspólnicy Ekstraligi Żużlowej podjęli decyzję, że kluby pozostające w sporze ze spółką zarządzającą rozgrywkami najlepszej ligi świata nie mają prawa awansu i uczestniczenia w jej rozgrywkach. A że na tamten moment śląski klub był w sporze sądowym z Ekstraligą, nawet nie miał co myśleć o jeździe w elicie.
Wcześniej ROW złożył skargę do Sądu Najwyższego na wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który uznał, że komunikat Ekstraligi Żużlowej weryfikujący wynik meczu ROW - Włókniarz Częstochowa (z 49:41 na 38:41) był jak najbardziej zasadny. Weryfikacja była związana z przyłapaniem na dopingu Grigorija Łaguty, ale Krzysztof Mrozek nie tylko zażarcie bronił zawodnika, ale i dowodził, że drużyna nie powinna być karana za wykroczenie jednego żużlowca. Przez tę decyzję ROW stracił trzy punkty meczowe i spadł z PGE Ekstraligi.
Koniec końców rybnicki klub wycofał skargę, przez co droga do elity stanęła dla śląskiej ekipy otworem. Zaatakują ją w przyszłym roku. W tym ROW-owi nie udało się pokonać w barażu Falubazu Zielona Góra.
ZOBACZ WIDEO Wielcy żużlowi mistrzowie ślą życzenia dla Tomasza Golloba