[b]
Doświadczenie i wiek:[/b]
Jak na żużlowca regularne starty w Grand Prix zaczął późno, bo w wieku niespełna trzydziestu jeden lat. Nie jest to jednak rekord, bo lepszy pod tym względem był chociażby Magnus Zetterstroem (38 lat). Craig Cook przebojem wdarł się do stawki cyklu na sezon 2018. Przebrnął pomyślnie przez eliminacje i spełnił swoje życiowe marzenie. Zawodnik, który polskie tory oglądał sporadycznie i nie miał kontaktu z najlepszymi, w swoim inauguracyjnym roku jazdy potwierdził, jak daleko jest za czołówką.
Pierwszy pełny sezon w Grand Prix: 2018
Wiek: 31 lat
Osiągnięcia w IMŚ: 16. miejsce (2018)
Zdaniem eksperta:
Peter Oakes (brytyjski dziennikarz żużlowy): Craig psychicznie miał w tym roku niełatwą przeprawę. Nie ma u niego regularności i pewności siebie. Być może wynika to z presji, która towarzyszy turniejom jednodniowym, a czym innym jest ściganie się w wielu rundach na równym poziomie. Pojechał jedne dobre zawody, w Cardiff. Przez cały sezon nie był nawet blisko, aby dostać się do półfinałów, nie mówiąc o finale. Woffinden też miał pierwszy rok katastrofalny, ale nie sądzę, aby ta historia się powtórzyła. Craig ma już trzydziestkę na karku, co nie jest jego atutem. Zbyt dużo zmagał się ze sprzętem, ze sobą, nie radził sobie w lidze polskiej. Nie jest jednak pierwszym, któremu się to przydarzyło. Craig ma spory talent, zaczął karierę w późnym wieku, a mimo wszystko doszedł do poziomu Grand Prix.
Najlepsza runda:
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Craig Cook miał w swoim życiu styczność z najlepszymi, a okazja nadarzała się za każdym razem podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff. Cook przed sezonem 2018 zaliczył tam cztery występy i raz był bliski półfinału. Kolejna próba okazała się najlepsza w jego wykonaniu. Obycie z Principality Stadium i wcześniejsze doświadczenia na układanym tu torze pomogły mu w uzyskaniu pierwszego i jedynego w mistrzostwach świata półfinału. Echem odbił się jego upadek pod koniec fazy zasadniczej, który o włos nie doprowadził do tragedii.
Najgorsza runda:
Jest w czym wybierać. Brytyjczyk nie zrobił żadnych punktów w niemieckim Teterow. Jednak tam zawody zakończył przedwcześnie i stracił możliwość poprawienia się. Aż w trzech rundach zbierał taką samą liczbę "oczek" - dwa. Warszawa, Praga i Horsens źle będą mu się kojarzyć po tym sezonie.
Kluczowy moment:
Craig Cook zderzył się z rzeczywistością. Nie było dla niego litości od samego początku. Pogubiony, bezradny i bez doświadczenia w startach z gwiazdami. Po trzech rundach było już praktycznie wiadomo, kto będzie odstawał od reszty stawki. Przełom mogło przynieść Cardiff, jednak to był jednorazowy wyskok, niezmieniający niczego w jego dorobku na koniec roku.
Sprzęt i team:
Przygotowywał się do sezonu jak nigdy, zebrał z pewnością zespół, którego członkowie są przez niego darzeni sporym zaufaniem. W Grand Prix liczą się detale, a więc i team, który na ten sukces pracuje. Sprzęt to inna kwestia. Cook nie był, nie jest i nie będzie priorytetem dla topowych tunerów. Dlatego też szukał swoich rozwiązań, chociażby w warsztacie u jednego z Holendrów. Problemem Anglika może być też zaufanie do swoich silników, sprawdzające się na angielskich torach. Przez ich użytkowanie w Grand Prix nie łapie się na szprycę pozostałych.
Czynniki mające wpływ na formę:
Brak kontaktu z czołówką, a tym samym brak porównania z najlepszymi. Craig Cook wzbraniał się przed jazdą w polskiej lidze i konsekwencje tego mógł ujrzeć w Speedway Grand Prix. Wożenie ogonów, wyraźne odstawanie od rywali nie było miłe dla kibiców, ani dla samego zawodnika. Gorszy jest fakt, że Brytyjczyk nie zrobił nic, aby poprawić swoją pozycję w Polsce.
Ulubione tory:
Dla Cooka najlepiej jakby cykl odbywał się na brytyjskich torach, np. w Manchesterze, gdzie jest ciekawy obiekt do ścigania. Niestety dla 31-latka są obiekty, które są dla niego zagadką, a inni radzą sobie na nich fantastycznie. Jedno Cardiff to za mało, zresztą samo osiągnięcie półfinału nie jest czymś oszałamiającym. Oczywiście jazda przed własną publicznością, na dużym obiekcie wyzwala dodatkowe emocje, co potrafi wpłynąć pozytywnie na zawodnika i jego wyniki. Z pewnością za rok celem Cooka będzie wystąpić ponownie na Principality Stadium.
Psychika:
Gdyby mistrza świata wyłaniano w formie jednodniowego finału Craig Cook mógłby być jedną z niespodzianek, tak jak było to przed rokiem w GP Challenge. Sił jak widać starcza mu na niewiele. Nie należy do długodystansowców. W Grand Prix trzeba reagować na stres, pojawiające się problemy i podejmować trudne decyzje. Cook z tym sobie jeszcze nie poradził.
Ocena redakcji:
Niepełne dziewięć rund w mistrzostwach świata i tylko jedna, której nie musi się wstydzić. Pozostałe starty to katastrofa. Craig Cook zapłacił frycowe i nie zdawał sobie z pewnością sprawy, że będzie mu tak trudno postawić się czołówce. Brytyjczyk zgromadził trzydzieści sześć punktów, co dało mu szesnaste miejsce. Wyprzedził go nawet Niels Kristian Iversen będący rezerwowym cyklu.
Prognoza na przyszłość:
Przed startem mistrzostw utarło się stwierdzenie: Craig Cook, czyli Chris Harris 2.0. Do Grand Prix przez eliminacje, albo dzięki uprzejmości BSI. Nie chcemy oglądać w GP takich zawodników, którzy nie wnoszą nic do rywalizacji, a są dostarczycielami punktów, dlatego też przed Cookiem ważne zadanie wyciągnięcia wniosków, tak jak zrobił to Tai Woffinden. Osobiście nie ma co wierzyć, że Brytyjczyk wróci do Grand Prix w tak wielkim stylu jak jego rodak, ale ma szansę podnieść swój poziom. Nie stanie się to bez gwałtownych zmian, przede wszystkim musi zacząć od poważnego traktowania ligi polskiej. Nie ma w stawce cyklu żużlowca ścigającego się na wysokim poziomie, który unika torów w kraju nad Wisłą. Cook już sam się o tym przekonał, tak jak Martin Smolinski. 31-latkowi ucieka czas i jeśli nic nie zrobi, skończy jak jego poprzednik Chris Harris.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"