[b]
KOMENTARZ. [/b]Powiadają, że każda dominacja jest czymś złym w sporcie, że niekorzystne są kolejne wygrane Lewisa Hamiltona w Formule 1, że w MotoGP nudzić mogą seryjne tytuły mistrzowskie Marca Marqueza. I my w żużlu też doczekaliśmy się takiego dominatora. Fogo Unię Leszno. Zgodnie z planem, to był rok leszczynian. Zgarnęli drugi z rzędu tytuł mistrzowski i są na najlepszej drodze, by w sezonie 2019 zrobić to po raz kolejny.
Leszczynianie jawią się jako klub idealny. Z odpowiednią bazą sponsorów, z wsparciem miasta i do tego odpowiednim zapleczem juniorskim. Cieszy to, że w Wielkopolsce ciągle chcą i wiedzą w jaki sposób szkolić następnych żużlowców. To daje wyjątkowy komfort w prowadzeniu zespołu i planowaniu przyszłości.
Już teraz w Unii wiedzą, że w sezonie 2020 pozyskają solidnego seniora w postaci Bartosza Smektały. Nie muszą się zatem martwić, że Jarosław Hampel czy Janusz Kołodziej są coraz starsi i mogą obniżyć loty.
A że dominacja szkodzi? Trudno. W Lesznie trafiły się teraz grube lata, trafią się też i chude. To coś naturalnego w życiu.
KONTROWERSJA. Czy polscy żużlowcy wiedzieli o tym, że ostrzeżenia po pierwszym finale Speedway of Nations przechodzą na kolejny dzień? Impreza we Wrocławiu nie potoczyła się po naszej myśli. Nie ma tego co ukrywać. Odpowiedzialność za to ponosi w pewnym stopniu Marek Cieślak. Już pal licho wybór zawodników na te zawody i postawienie akurat na Patryka Dudka i Macieja Janowskiego.
Gorzej, gdy po zawodach opiekun naszej kadry szedł w zaparte, że zawodnicy wiedzieli o ostrzeżeniach, a oni byli przeciwnego zdania. Jak było naprawdę? Pewnie dowiemy się po latach. Cieślak będzie trzymać się swojej wersji, bo nie chce mieć rysy na swoim wizerunku. Dla wielu jest przecież ekspertem numer jeden w naszym żużlowym otoczeniu.
Inna kwestia, że same przepisy dotyczące karania zawodników za "czołganie" stają się coraz bardziej kuriozalne. Sędziowie, w myśl politycznej poprawności, coraz częściej przerywają wyścigi, nawet w przypadku, gdy żużlowiec stał nieruchomo pod taśmą. Ktoś w centrali zapomina, że moment startowy to też element żużlowego rzemiosła. Karanie tych, których los obdarzył niesamowitym refleksem, to nie jest krok w dobrą stronę.
AKCJA. Nie mam jednej wybranej. Może to efekt tego, że żużel zapewnia nam coraz mniej spektakularnej walki? Coś, co mi jednak zaimponowało, to na pewno jazda parą w wykonaniu Taia Woffindena. I to w sytuacji, gdy coraz więcej żużlowców zapomina o czymś takim. Brytyjczyk ciągnął za uszy Roberta Lamberta w Speedway of Nations, kilkukrotnie to samo robił w Betard Sparcie Wrocław w meczach ligowych. Wzór do naśladowania pod tym względem.
CYTAT. - W rundzie zasadniczej, gdy wygraliśmy podwójnie dwa biegi nagle padły bandy i była przerwa w zawodach. Teraz z kolei problem z prądem. Dziwny zbieg okoliczności, coś nie mamy szczęścia - tymi słowami Piotr Baron podsumował awarię maszyny startowej we Wrocławiu podczas meczu półfinałowego PGE Ekstraligi pomiędzy Betard Spartą Wrocław a Fogo Unią Leszno.
Słowa niepotrzebne, które zresztą miały ciąg dalszy, bo trener wielkopolskiej drużyny został ukarany finansowo za to, że oskarżał klub z Wrocławia o celowe działanie, choć nie miał na to dowodów. Wszyscy doskonale wiemy, że Baron trafił do Leszna właśnie z Wrocławia i z tamtejszymi działaczami rozstawał się w nie najlepszych relacjach. Jako że ma cięty język, nie zmarnował okazji, aby odgryźć się na poprzednim pracodawcy.
Tak jak nie lubię nakładania kar finansowych za wypowiedzi, bo przecież mamy wolność słowa, tak Baron w tamtej chwili się zagalopował. Tym bardziej trudno to zrozumieć w sytuacji, gdy mimo problemów z maszyną startową leszczynianie wywieźli ze Stadionu Olimpijskiego korzystny rezultat.
LICZBA. 2. Dwukrotnie Kacper Woryna łapał "kapcia" podczas meczu finałowego Nice 1.LŻ w Lublinie. Za pierwszym razem udało mu się mimo wszystko dojechać do mety, za drugim razem stracił niemal pewną "trójkę". Pech? Wadliwa seria opon? Tego się już nigdy nie dowiemy. Efekt jest taki, że ROW Rybnik przegrał awans do PGE Ekstraligi na ostatniej prostej, a po latach nikt nie będzie pamiętać o defektach kapitana ROW-u. Gdyby nie tamte wydarzenia, rybnickie Rekiny właśnie szykowałyby się do rywalizacji z najlepszymi. I nie musielibyśmy się zastanawiać nad tym, czy Greg Hancock trafi do Speed Car Motoru Lublin i okaże się zbawieniem dla lubelskich Koziołków.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"