Rafał Dobrucki: Żużel nie lubi zmian (wywiad)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: trener Rafał Dobrucki i junior Przemysław Liszka
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: trener Rafał Dobrucki i junior Przemysław Liszka

- Żużel nie lubi zmian - mówi Rafał Dobrucki, który dość ostrożnie podchodzi do popularyzacji silników GTR. Opiekun polskiej kadry młodzieżowej jest też zadowolony z tego, w jaki sposób polskie kluby szkolą juniorów i nie martwi się o przyszłość.

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Czy potrzebna jest zmiana mentalności, aby silnik GTR odniósł sukces?

[b]

Rafał Dobrucki, trener młodzieżowej reprezentacji Polski:[/b] Myślę, że tak. Ogólnie, żużel nie lubi zmian i jakichś nowości. To jest skomplikowana sytuacja, ale oceniam pomysł Marcela pozytywnie. Zawsze to jakaś alternatywa dla hegemonii GM-ów. Zobaczymy. Jeśli silniki będą tak samo sprawne, a będą mieć dłuższą żywotność, to czemu nie stawiać na nie? Jak najbardziej, znajdą się klienci i zawodnicy, którzy będą chcieli się na tym ścigać.

Sam zaczynał pan starty w czasach, gdy był wybór między Jawą a GM i nagle żużlowcy zaczęli się przerzucać na ten drugi silnik.

To świadczy o tym, że wszystko jest możliwe. Finanse są bardzo ważne w żużlu, ale nie można zapominać o tym, że to jest wyczynowy sport. W nim trzeba liczyć się z kosztami. Wszystko co będzie najlepsze, niezależnie od tego jak drogie będzie, zawsze będzie miało priorytet. Tak jest skonstruowany sport. Każdy chce wygrywać. Natomiast, nie wiemy gdzie jest koniec tego, co może nam zaoferować GM. Konstrukcja Gerharda jest bardziej zaawansowana, ale może potrzeba jeszcze czasu, by była ona tak szybka jak GM. Z tymi silnikami zawodnicy i tunerzy mają bowiem dużo więcej doświadczenia.

Przejdźmy do tematu kadry młodzieżowej. To będzie teraz pana oczko w głowie, skoro nie będzie pan pracować w żadnym klubie?

Zawsze było. Do każdego przedsięwzięcia, które biorę na siebie, podchodzę poważnie. W przyszłym sezonie kadra juniorów też będzie moim oczkiem w głowie. Na pewno będę mieć sporo więcej czasu, ale też nadchodzi taki okres, który wymaga tego, aby więcej uwagi poświęcić młodzieży. Powstaje wokół roczników 2000 dziura, gdzie nie ma większego wyboru. Są za to bardzo młodzi żużlowcy i tacy bardziej doświadczeni, którzy będą kończyć starty w gronie juniorskim. Mam na myśli naszych liderów - Bartka Smektałę i Maksyma Drabika. Trzeba zapewnić nam ciągłość, ale też skonsolidować ten trzon drużyny na kolejne lata.

Jako trener kadry, jak patrzy pan na to, że kluby z Polski zaczynają kontraktować 16-17 latków zza granicy, nazywając to opcją na przyszłość? Zaczynamy szkolić konkurencję?

Kluby robią to z wygody. To jest zawodnik, który nie generuje dużych kosztów, a jest gotowy i czeka na telefon. Taki żużlowiec zawsze znajdzie miejsce w kadrze. Nasza polityka, jeśli chodzi o szkolenie, jest dobra. Mamy sporo imprez młodzieżowych. Tu jest poligon dla młodych, a do ligi będą się przebijać najlepsi.

Wróćmy na chwilę do silnika Gerharda. Może to jest wyjście, by turnieje zaplecza kadry odjeżdżać na takich jednostkach?

Mamy pilotażowy program dwuzaworówek, jeśli chodzi o Nice Cup. On wymaga dopracowania, głównie te silniki Jawy. To jest etap dogrywania wielu rzeczy, bo nie oszukujmy się, że na tych imprezach zdarzało się sporo defektów. Czy silniki Gerharda miałyby takie zastosowanie? To jest temat finansowy. To niemały wydatek. Jeśli udałoby się przejechać bez remontu połowę tego dystansu, jaki gwarantują jego producenci, czyli ok. 125 biegów, to wtedy trzeba się zastanowić nad GTR. Na ten moment nie mamy takiej wiedzy i doświadczenia, więc trudno wprowadzać w życie taki pomysł.

Pytam, bo mieliśmy ostatnio głośny temat kar dla klubów za brak szkolenia. Skoro ktoś w centrali dostaje pieniądze z tej puli, to wydajmy je faktycznie na szkolenie.

Tak, ale żeby wydać, to trzeba mieć podstawy. Wydać pieniądze jest najłatwiej. Sądzę jednak, że trzeba to zrobić rozsądnie. Dziś stawianie na silniki Gerharda byłoby obarczone ryzykiem. Dlatego nie można tak podchodzić do tej sprawy. Jeśli będziemy mieć wiedzę, że jednostki Szwajcara wytrzymują tak długie dystanse, że będzie taki zakup uzasadniony finansowo i sportowo, że GTR da szansę rozwoju tym młodym zawodnikom, to mamy temat do rozważań.

A co pan, jako trener kadry juniorów, sądzi o karach dla klubów za brak szkolenia?

W pewnym sensie trzeba się zgodzić z tymi krytycznymi opiniami, że szkolimy na sztuki. Aby z ilości była jakość, to musimy mieć pierwsze sito. Być może ten program szkoleniowy jest do przebudowania, ale w tej chwili nie mamy ugruntowanej wiedzy, aby wprowadzać jakieś zmiany. To się wydarzy w przeciągu najbliższego okresu. Kluby szkolą i chcą szkolić. To jest ważne. To jak to robią, powinno to leżeć ich w gestii indywidualnej. Nie każdy klub stać na wybudowanie czy prowadzenie zajęć na minitorze. Przepisy się zmieniają. Są coraz większe możliwości, bo można podpisywać umowy z innymi ośrodkami ws. szkolenia. To się dzieje. Będą z tego efekty, po prostu poczekajmy.

Był pan też autorem programu "Młoda Sparta". Czy to pozytywne, że nawet w tak dużym mieście jak Wrocław dzieci zaczęły garnąć do żużla?

Tak. Pomysł zrodził się dużo wcześniej, ale nie sądziłem, że będzie cieszył się we Wrocławiu tak dużym zainteresowaniem. Bo to duże miasto i jest opinia, że młodzież nie garnie do takich aktywności. Na tę chwilę, jeśli nic się nie zmieniło od mojego odejścia z klubu, Sparta Wrocław ma kilkunastu adeptów w kategorii pit-bike. Z niej wyszedł pierwszy adept wrocławski od wielu lat. Jest wykonana praca, są pierwsze efekty. Będę się przyglądać temu, czy ten projekt jest realizowany, jakie przynosi efekty. Cieszę się, że od początku był realizowany w taki sposób, jaki powstał w mojej głowie. To, co miał przynieść, to przynosi. Bo koszty wyszkolenia takiego zawodnika są zdecydowanie mniejsze. Adept po szkoleniu rocznym na pit-bike'u, który jest maszyną do wszechstronnego przygotowania się do jazdy na motocyklu, potrzebuje znacznie mniej czasu, by się przyzwyczaić do maszyny żużlowej. O to nam chodziło, bo treningi na żużlu są znacznie bardziej kosztowne.

To też pokazuje jak zmieniło się nam szkolenie. Gdy pan zaczynał, to zakładam, że miał pan 12-13 lat i od razu siadał na normalny motocykl żużlowy. Na pitbike'a może wsiąść kilkuletnie dziecko. To wydłuża cały proces nauki.

Tak, ale on jest też mniej kosztowny. Pitbike kosztuje 3-4 tys. zł. Do tego dochodzi rynek wtórny, który utworzył się w samej "Młodej Sparcie". Dzieciaki dorastają i ten rynek się kręci. Ten motocykl nie wymaga takich inwestycji jak sprzęt do miniżużla o pojemności 125 ccm. Można jeździć gdziekolwiek, nie trzeba mieć toru żużlowego, stadionu, zabezpieczenia. Na pewno jest to bardziej ogólnodostępne. To było kluczowe przy budowaniu przedszkola żużlowego we Wrocławiu.

ZOBACZ WIDEO Wielcy żużlowi mistrzowie ślą życzenia dla Tomasza Golloba

To tak na zakończenie, jaka czeka nas przyszłość w speedwayu? Widzi pan ją w kolorowych barwach?

Mówiłem o pewnej dziurze, jeśli chodzi o dane roczniki, ale właśnie dlatego trzeba zintensyfikować prace. Wprowadzić pewne zmiany w systemie rozgrywek DMPJ, do tego dojdą zaplecza kadry juniorów w drugiej fazie sezonu 2019. Tam będziemy pracować z zawodnikami, którzy mają przejąć miejsca w kadrze. Widzę przyszłość bardzo dobrze. Jest dużo młodych chłopaków. Przynajmniej kilku daje komfort, że nie będziemy się musieli martwić. To są 16-17-latkowie, którzy już teraz prezentują dobry poziom. Myślę, że mamy spokój.

A jak będą wyglądać powołania na DMEJ? Bo może lepiej to wyjaśnić zimą, by nie było nieporozumień jak z Dominikiem Kuberą.

Zawodnicy otrzymają powołania w odpowiednim czasie. Taka jest zasada, by rezerwowy był bardziej doświadczony i stanowił wsparcie. Tego będziemy się chcieli trzymać. W zależności od tego jaką siłę rażenia będą mieć inne reprezentacje, to będziemy starali się pogodzić pewne rzeczy i szkoleniowo, i wynikowo. Jeśli chodzi o ten sezon, to będzie nam trudno, ale postaramy się utrzymać przy tej zasadzie, że trzon stanowią zawodnicy do 19 lat i mają wsparcie jednego starszego zawodnika. Tak naprawdę 19-latków w kadrze mamy niewielu. Czy jakiś 17-latek będzie na tyle doświadczony, by utrzymać poziom w DMEJ? Jeśli tak, to pojedzie. Jeśli nie, to będziemy się posiłkować kimś starszym. Zawsze priorytet był taki, by w DMEJ inwestować w młodszych. Mogę zadeklarować tyle, że liderzy reprezentacji z DMŚJ nie pojadą w DMEJ.

Źródło artykułu: