Sandra Rakiej: Matej wygląda na to, że ściganie się z żużlowcami to dla ciebie za mało. Ostatnio wziąłeś bowiem udział w dość nietypowym pojedynku... Na torze zmierzyłeś się z profesjonalnym samochodem wyścigowym!
Matej Zagar: Dokładnie, dostałem propozycję wzięcia udziału w biegu pokazowym przed "Superspecial Stage of Rally Saturnus" i na torze żużlowym ścigałem się z samochodem marki Mitsubishi Lancer Evo IX, prowadzonym przez słoweńską legendę rajdów. To było fantastyczne doświadczenie i czuję się wyróżniony, że to właśnie mi przypadł udział w tym eksperymencie.
Opowiedz zatem o kulisach tego wyścigu, obowiązywały bowiem inne zasady niż podczas zawodów żużlowych.
- Pierwszą podstawową różnicą było to, że startowaliśmy z tego samego miejsca, ale z przeciwległych prostych. Start wspólny nie miałby sensu, bo byłoby za mało miejsca, a pierwszy łuk mógłby być bardzo niebezpieczny. Sam wyścig trwał natomiast trzy okrążenia.
A ty nie dałeś swojemu rywalowi szans...
- Auto rajdowe faktycznie nie ma tu łatwego zadania. Dogoniłem rywala, gdy wjeżdżałem na moją metę, on miał jeszcze pól okrążenia do przejechania. Gdybyśmy musieli jechać cztery kółka to z pewnością bym go nawet wyprzedził, co świadczy o tym, jak o wiele szybszy jest na takim torze żużlowiec.
Jako młody chłopak marzyłeś o tym, żeby ścigać się właśnie samochodem rajdowym. A zatem to wydarzenie musiało mieć dla Ciebie również dużą wagę emocjonalną?
- Owszem, bo rajdy to coś, co mnie zawsze bardzo kręciło. Jednak jest to bardzo kosztowny sport, więc spróbowałem jazdy na żużlu. Okazało się, że speedway przynosi mi te same emocje co rajdy, więc dziś nie żałuję mojego wyboru. Oczywiście to świetne uczucie móc rywalizować z profesjonalnym kierowcą i sądzę, że ten wyścig medialnie odegrał ważną rolę w promocji obu sportów. A ja zrobię wszystko, żeby wypromować żużel na Słowenii.
W swoim kraju musisz ten sport jeszcze promować, natomiast w Polsce nie możesz narzekać na brak popularności. Czy w związku z tym zgodzisz się z Adamem Skórnickim, który powiedział, że żużlowiec żyje jak rockman?
- Sądzę, że "Skóra" generalnie ma trochę inny styl bycia niż pozostali zawodnicy i pewnie ma prawo tak twierdzić. Swoją karierę zawodową raczej porównałbym do życia ciągle wędrujących Cyganów, bo to trochę taka wieczna emigracja. W szczególności, gdy ścigałem się w cyklu Grand Prix to praktycznie nigdy nie było mnie w domu. Każdą noc spędzałem w innym hotelu, później mecz, samolot, kolejny dzień w innym państwie. Cały czas żyje się "na walizkach"...
Czyli speedway to naprawdę nie jest sex, drugs and rock'n'roll?
- To pewnie zależy jak dla kogo. Są tacy, którzy lubią nieźle zabalować. Uwielbiają noce w dyskotekach i duże ilości alkoholu. W taki sposób wiele się jednak nie osiągnie. Jeżeli chcesz odnosić sukcesy to baw się, ale po sezonie. Ja lubię potańczyć, zabawić się z przyjaciółmi, ale tylko, gdy mam wakacje. Za alkoholem natomiast w ogóle nie przepadam. Bez różnicy czy to w trakcie sezonu czy po nim, wolę szklankę wody niż kufel piwa.
Skąd zatem twoje gwiazdorskie przezwisko – Mr.Hollywood?
- No właśnie to jest ciekawa sprawa, mam taką ksywkę, choć jeszcze nigdy tam nie byłem! Generalnie myślę, że to za sprawą tych moich białych okularów przeciwsłonecznych...
A włoski na żel, modne ciuchy i zawadiacki uśmieszek?
- To jest kwestia mojego charakteru, dlaczego mam nie dbać o mój wizerunek? Żużlowcy trochę bagatelizują kwestię całej oprawy swojego teamu. Ja lubię, gdy wszystko prezentuje się profesjonalnie. Zarówno ja, jak i moi mechanicy nie możemy wyglądać niedbale. Spójrzmy na ekipy z Formuły 1 czy Moto GP! Tam dba się o każdy detal, bo dobry wizerunek świadczy nie tylko o nich, ale o ich drużynie i sponsorach. Oni mogą się nazywać panowie Hollywood. Jeżeli pod tym względem podnoszę poprzeczkę, to cieszę się, bo to także element sportu z wyższej półki. A ja ma w tym roku cel, żeby wrócić do Grand Prix.
Uważasz, że ściganie się w jednym drużynie z Tomaszem Gollobem i Rune Holtą jest w stanie pomóc ci w realizacji tego planu?
- Oczywiście! Ja cały czas chcę się czegoś uczyć, więc to niesamowita okazja dla mnie, że jestem z nimi w jednym drużynie. To znakomici zawodnicy i choć w ekstralidze bywa różnie, a żużlowcy zaliczają wpadki, tak jak my w Lesznie i Zielonej Górze, to i tak twierdzę, że jesteśmy bardzo dobrą drużyną. Ogromnie ważne jest to, że pomiędzy nami wszystkimi jest porozumienie. Nie jesteśmy tylko drużyną, jesteśmy rodziną. Silną i świeżą!
W parkingu często widuje się ciebie rozmawiającego z twoim partnerem z pary – Peterem Karlssonem. Jesteście dobrymi kumplami?
- PK to rewelacyjny zawodnik, dobrze nam się współpracuje nie tylko na torze, ale właśnie poza nim. Ogromnie cenię sobie jazdę z nim, bo gdy wyjeżdżam na tor, to wiem, że o punkty będziemy walczyć razem. Jeżeli na jestem na zewnętrznej, to wiem, że on będzie pilnował krawężnika, a nie gnał przed siebie. Myślę, ze obydwoje dajemy sobie poczucie bezpieczeństwa, świetnie rozumiemy się na torze i to przenosi się na wynik.
Matej, a co robisz w Gorzowie, gdy nie jeździsz? Uczysz się polskiego?
- Generalnie najwięcej czasu poświęcam na treningi, później wracam do hotelu i staram się zrelaksować. Język polski "podłapuję", gdy słyszę rozmowy, albo oglądam kanały muzyczne. Mam taką jedną ulubioną piosenkę, którą słyszałem już tyle razy, że znam ją prawie na pamięć...
No to sprawdźmy cię... "Ja w Victorii piję Balantine'sa!...
- Każdy tu wie, że jestem królem tańca"!
Matej Zagar vs rajdówka / Foto - www.matejzagarracing.net