[b]
Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Tarnów to dla pana chyba ziemia obiecana. Nigdzie w ostatnich sezonach nie czuł się pan lepiej?[/b]
Artur Czaja, zawodnik Grupy Azoty Unii Tarnów: Rzeczywiście coś w tym jest. Można powiedzieć, że oprócz dobrych lat we Włókniarzu, Tarnów jest najlepszym klubem w jakim kiedykolwiek jeździłem. Wszystko mi w nim odpowiada. Na prezesa Sadego, trenera Pawła Barana, Mirka Cierniaka nie powiem złego słowa, dogadujemy się bardzo dobrze. Jestem zawodnikiem, który lubi spokój, a w Unii nikt nie wywiera na mnie presji. Poza tym moje koneksje z Tarnowem są coraz silniejsze. Oprócz tego, że stąd pochodzi mój tuner Jacek Rempała, główną bazę przenoszę z domowego warsztatu na stadion w Tarnowie. We wtorek dokonaliśmy ostatecznej przeprowadzki. Przy okazji dziękuję osobom w klubie, za to że użyczyli mi "czterech ścian" w "Jaskółczym Gnieździe". W ten sposób łatwiej mi będzie przygotowywać się do treningów i meczów. Zmieniam też mechanika. Oczywiście na tarnowskiego (śmiech). Za motocykle odpowiadał będzie teraz "Fulek", ostatnio pracujący u Janusza Kołodzieja. Jak widać na załączonym obrazku, praktycznie całość działań jest podporządkowanych pod Tarnów.
Długo zastanawiał się pan nad propozycją z Tarnowa, czy decyzja została podjęta szybko. Myśl o powrocie po roku przerwy kiełkowała już w trakcie rozgrywek, gdy w Rybniku nie szło?
Od dawna wiedziałem, że chce ponownie ścigać się dla Unii Tarnów. Kiedy sezon dobiegł końca, zadzwoniłem do prezesa Sadego. Mam wrażenie, że ucieszył go telefon ode mnie, bo powiedział: super, przyjeżdżaj na rozmowy. Później do dogadania zostały tylko warunki. Okazało się, że te odpowiadają obu stronom i błyskawicznie, w pół godziny doszliśmy do porozumienia.
Ile spotkań odbyliście zanim podaliście sobie ręce?
Praktycznie już na pierwszym dobiliśmy targu. Zjedliśmy obiad i sfinalizowaliśmy nasze ustalenia. Potem nie zostało nic innego jak podjechać do siedziby spółki i parafować umowę.
Ten Memoriał Krystiana Rempały tylko utwierdził pana w przekonaniu, że Tarnów, to w tej chwili najwłaściwszy wybór. Sezon w Rybniku słaby, walka o skład, a co za tym idzie presja, mało jazdy, wyniki kiepskie. Sporo tych czynników się nawarstwiło, że ten rok wyglądał jak wyglądał. Tymczasem przyjeżdża pan na koniec do Tarnowa i z zamkniętymi oczami rozstawia rywali po kątach. Kibice przecierali oczy ze zdumienia i zastanawiali się, czy to ten sam Czaja. Odżyły wspomnienia z sezonu 2017, gdy był pan silnym ogniwem Jaskółek, zwłaszcza na swoim torze.
Czułem, że żyję. W tym jednym momencie odzyskałem radość z jazdy. A tej nie doświadczyłem przez cały sezon 2018. Próbowałem sięgnąć pamięcią, kiedy ścigałem się na poważnie przed Memoriałem. No i po dłuższym zastanowieniu wyszło mi, że ok. trzy miesiące. Zależało mi żeby fajnie pokazać nie tylko przed działaczami. Równie mocno pragnąłem przypomnieć się tarnowskim kibicom. Nie wiem, czy mój kontrakt zależał od wyniku w tych zawodach, ale efekt końcowy chyba zadowolił wszystkich. Warto też pamiętać, że turniej był organizowany z myślą o Krystianie. Syn mojego mechanika Jacka był mi bliski. Kolegowaliśmy się na torze i poza nim. Dlatego pomijając powyższe aspekty, zależało mi na przyzwoitym rezultacie, aby godnie oddać mu hołd.
Podczas Memoriału używał pan starych ustawień, które przeważnie pasują do nawierzchni w Tarnowie, czy postanowił pan zaimprowizować i "założyć" coś czego jeszcze nigdy nie próbował?
Powiem tak. Nie zawsze nowe znaczy lepsze. Wyciągnąłem starą "szafę", "setup" "poszedł" taki, jaki zazwyczaj zdawał tutaj egzamin. Ot cała tajemnica sukcesu.
Wspominaliśmy w naszej rozmowie już wielokrotnie nazwisko Jacka Rempały. W poprzednim sezonie trafił się okres, że odstawił pan od niego silniki na bok, a wasze drogi się rozeszły?
Nie, że rozeszły. To niewłaściwe stwierdzenie. Ująłbym to inaczej. Fakt, odłożyliśmy na moment jednostki od Jacka. Ale to było spowodowane tylko i wyłącznie tym, że nie narzekałem na nadmiar jazdy. Zaczęło brakować pewności siebie, robił się mętlik w głowie i szukaliśmy nowych rozwiązań. Gdy żużlowiec nie startuje systematycznie w zawodach, nie musi to być w dziesięciu ligach, po prostu kombinuje i sobie nie pomaga. Całkiem inna bajka jest, kiedy wiesz, że czeka na ciebie miejsce w składzie. Możesz skupić się wyłącznie na przygotowaniach pod kątem meczu, ponieważ masz gwarancję, że w nim wystąpisz. Wtedy nie myślisz o niczym innym.
O, to idealnie pan trafił. W Tarnowie póki co nie ma zawodnika oczekującego i każdy z seniorów jest pewny miejsca w meczowej siódemce?
Podejrzewam, że to nie tylko dla mnie świetna informacja. Nikt nikogo nie będzie woził po płotach na treningach, tylko skoncentruje się na odpowiednim dopasowaniu silników. Rozłoży się ze sprzętem w parku maszyn, sprawdzi bez żadnej "spiny" ustawienia i wybierze, co mu odpowiada. Dwa lata temu np. podchodziłem do Pawła Barana, mówiłem mu, że mam inny silnik do przetestowania i wolałbym nie startować spod taśmy. Moje prośby praktycznie zawsze zyskiwały aprobatę.
Żałuje pan odejścia z Tarnowa i rocznego epizodu w ROW-ie Rybnik. Po awansie do PGE Ekstraligi pojawiła się przecież oferta pozostania i spróbowania zmierzenia się z tą niewdzięczną funkcją rezerwowego. Z perspektywy czasu, patrząc na to, co niektórzy prezentowali, trzeba sobie szczerze powiedzieć, że szanse na wywalczenie miejsca w składzie nie byłyby takie małe?
Żałuję (Artur przerwał w pół zdania i odpowiedział zanim skończyłem zadawać pytanie). Zgadzam się z tak postawioną tezą... no, ale mądry Polak po szkodzie. Nie lubię gdybać, lecz w Tarnowie zawsze mi się dobrze jeździło i... a z resztą, co to teraz zmieni? Nie będę ukrywał, w pewnej chwili pojawił się dylemat, co zrobić. Czy ugruntować swoją pozycję w Nice 1 LŻ, a może pójść z nurtem, na fali sukcesu i odważyć się na PGE Ekstraligę. Wygląda na to, że postąpiłbym lepiej nigdzie się nie ruszając.
Od końca sezonu już trochę minęło. Właściwie jesteśmy bliżej początku kolejnych rozgrywek. Zdążył pan zrobić rachunek sumienia, wiadomo, co poszło nie tak?
Zawaliłem dwa spotkania, po czym nastąpiły wakacje od ligi polskiej. Żeby była jasność. Nie mam do nikogo pretensji. Z prezesem Mrozkiem rozstałem się w pokojowej atmosferze. On też przekazał, że nie żywi do mnie urazy. Normalnie ze sobą rozmawiamy.
Sporo zmian zaszło w waszej drużynie. Nie będzie już Wieży Babel i pomieszania narodowościowego. Właściwie tylko z Peterem Ljungiem będziecie musieli porozumieć się po angielsku. Reszta jest polskojęzyczna?
Osobiście jestem zadowolony z zespołu jaki udało się zbudować. Stworzono młody team. Odpowiada mi taka koncepcja, z uwagi na fakt, że większości są to moi rówieśnicy. Jedynie Peter Ljung jest odrobinę starszy. Ze znaczną częścią chłopaków obijaliśmy się w "młodzieżówkach". Z Arturem Mroczką cały sezon 2017 tworzyliśmy zgrany duet, a Ljunga doskonale poznałem przez ten jeden rok w Tarnowie. O ile się nie pokłócimy, podejdziemy do tematu na luzie, jestem spokojny o wyniki.
Zdążył pan już poznać nowego menedżera Grupy Azoty Unii Tarnów - Tomasza Proszowskiego. Nie miał pan z nim wcześniej żadnych zatargów, gdy pełnił jeszcze funkcję sędziego?
Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Udało nam się przedyskutować przy kawie parę rzeczy. Sądzę, że będzie nam się owocnie współpracować.
ZOBACZ WIDEO Wielcy żużlowi mistrzowie ślą życzenia dla Tomasza Golloba