"Mówisz: Zielona Góra, myślisz: Falubaz" - to bardzo popularne hasło. Jest w nim wiele racji, bo żużel to na południu województwa lubuskiego sport cieszący się zdecydowanie największym zainteresowaniem mieszkańców. Średnia frekwencja na stadionie przy Wrocławskiej 69 od lat wynosi mniej więcej 10 tysięcy kibiców, co mówi samo za siebie. Czy można zatem pokusić się o stwierdzenie, że Zielona Góra to wyłącznie miasto żużla? Niekoniecznie.
Sportem numer dwa jest koszykarski Stelmet Enea BC, czterokrotny mistrz Polski, w tym sezonie uczestnik Zjednoczonej Ligi VTB (występują w niej głównie drużyny z Rosji). W przeszłości rywalizował zaś m.in. w prestiżowej Eurolidze, gdzie mierzył się z takimi markami jak FC Barcelona, Panathinaikos Ateny czy Olympiakos Pireus. To potęgi, znane nawet tym kibicom, którzy z koszykówką zbyt wiele wspólnego nie mają.
Pojawia się pytanie: czy fani muszą wybierać między żużlem a koszykówką? Odpowiedź brzmi: nie. I właśnie to jest przepisem na sukces. Sezon żużlowy trwa bowiem mniej więcej od kwietnia do października, zaś sezon koszykarski od października do przełomu maja i czerwca. Dwa miesiące się co prawda na siebie nakładają, ale w Zielonej Górze mają na to sposób.
W miarę możliwości kluby dopasowują terminarze tak, by mecze dwóch dyscyplin nie odbywały się w tym samym czasie (w ostatnich latach "nakładki" można policzyć na palcach jednej ręki). Jeśli to nie wypali, czynione są starania o dopasowanie godzin, by fani byli w stanie obejrzeć na żywo oba mecze. I tu ciekawa historia, z kwietnia 2013 roku. O godz. 15:00 rozpoczął się mecz koszykówki, dwie godziny później wystartowało spotkanie żużlowe (początkowo miała to być godzina 16:00, ale Falubazowi udało się ją zmienić). Kibiców z hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego na stadion żużlowy dowiozły autobusy, specjalnie podstawione przez miasto. Tak wybrnięto z tej nietypowej sytuacji.
Kilka tygodni później, dokładnie 2 czerwca, koszykarski Stelmet BC wywalczył pierwsze w historii mistrzostwo kraju. Dlaczego o tym wspominamy? Ano dlatego, że 3,5 miesiąca później, 22 września, złote medale padły łupem żużlowego Falubazu. Do takich sytuacji - dwóch klubowych mistrzostw w jednym mieście - w Polsce dochodzi bardzo rzadko.
W relacji Falubaz - Stelmet ważne jest też to, że między klubami nie ma niezdrowej rywalizacji. Widać to choćby w mediach społecznościowych, gdzie marketingowcy obu ekip wymieniają się uprzejmościami, wzajemnie gratulują sobie zwycięstw. Niby nic, ale wizerunkowo wypada to świetnie. Swoje robi też to, że prezydent Janusz Kubicki nie faworyzuje żadnego z czołowych zespołów w Zielonej Górze. Oba dostają równe dotacje z miasta.
W gronie zielonogórskich ekstraklasowców jest jeszcze istniejąca od 2017 roku Wataha. To klub futbolu amerykańskiego, który w październiku ubiegłego roku otrzymał zaproszenie do rywalizacji w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z takiej możliwości skorzystał, w efekcie czego od nowego sezonu zagra w Polskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego. W ciemno można stwierdzić, że dzięki temu zwiększy się zainteresowanie tą dyscypliną w Zielonej Górze, co oznacza większą konkurencję wśród drużyn sportowych na południu województwa lubuskiego.
Ostatni ekstraklasowiec to drużyna tenisa stołowego, Palmiarnia Zielona Góra. W niższych ligach występują z kolei futsaliści, siatkarze, piłkarze ręczni, piłkarze nożni czy brydżyści sportowi. Każdy pasjonat sportu znajdzie coś dla siebie.
ZOBACZ WIDEO Jamróg: Nie mam wyrobionej marki. Wciąż muszę coś komuś udowadniać