Gdy rodzice wiele wymagają od dzieci, często pojawia się młodzieńczy bunt. Od charakterów młodych ludzi zależy co z tym zrobią. - Mój tata Michel Jensen miał olbrzymi wpływ na mnie, jako na osobę zarówno w życiu prywatnym, jak i na torze żużlowym. Zawsze dużo ode mnie wymagał i starał się, bym dochodził za każdym razem nie tylko do swojego limitu, ale również bym starał się przekraczać własne możliwości. Dodatkowo dawał mi siłę i moc. To moja największa motywacja, bo nigdy nie mówił mi, że osiągnąłem wszystko, zawsze może być lepiej. On wiedział dokładnie jak ze mną postępować. Wcześniej podchodziłem do tego różnie, teraz jestem starszy i bardziej doświadczony i wiem, że chciał dla mnie zawsze jak najlepiej - powiedział Mikkel Bech.
Kapitan Zdunek Wybrzeża w pewnym stopniu spełnił marzenia taty Michela. - On nigdy nie był żużlowcem, jednak chciał nim być. Jego mama, a moja babcia nigdy jednak na to nie pozwoliła. Sił na żużlu próbował mój starszy brat, jednak szybko mu się to znudziło. Ja pokochałem jazdę na żużlu od momentu, w którym wsiadłem na motocykl. Spełnialiśmy nasze wspólne marzenie. Ja się w ostatnich latach dużo rozwinąłem jako człowiek i wiem, że teraz muszę odejść od jego marzeń i zacząć spełniać własne. On ciągle jest blisko mnie, jednak to ja decyduję o swoim teamie - podkreślił zawodnik.
Początkowo młody Mikkel nie wiedział dokładnie jak wielkie rzeczy udawało mu się osiągać. Jego ojciec znał już wagę tych sukcesów. - Dokładnie to próbowałem powiedzieć. Jak byłem w Grand Prix, zdobywałem Drużynowy Puchar Świata, to tak naprawdę nie wiedziałem co osiągam i co się wokół mnie dzieje. To były właśnie marzenia mojego ojca, które ja spełniłem. Po tym jak skończyłem 21 lat dorosłem i wiele zrozumiałem. Teraz wiem, jakie mam marzenia i ambicje. Jestem mu jednak bardzo wdzięczny, bo gdyby nie nauczył mnie wielu kwestii żużlowych i życiowych, nie byłbym obecnie w tym miejscu, w którym jestem - zauważył.
ZOBACZ WIDEO Fogo Unia bez Jana Anderssona. Do maja problemu nie będzie. Zawodnicy cały czas szukają
Bech, który jest idolem gdańskich kibiców, to w gruncie rzeczy bardzo rodzinny człowiek. Mocno docenia swoją mamę, Gitte Bech Jensen. - Wiele zawdzięczam też mojej mamie, która zawsze wspierała mnie i w dobrych i w złych momentach i potrafiła mi pokazać jak wygląda życie - przekazał.
Trzecią ważną osobą dla żużlowca z Danii jest również członek jego rodziny. - Mój kuzyn Nicklas Rasmussen zawsze jest ze mną, w każdej sytuacji i w każdym momencie mnie wspiera. On przez całe życie grał półamatorsko w piłkę nożną i nigdy nie był związany ze sportem motorowym. To jednak dobrze, bo fajnie jest mieć przy sobie kogoś, kto nie siedział nigdy w tym sporcie - zauważył Mikkel Bech.
- Właśnie te trzy osoby wpłynęły na to kim jestem i jaką jestem osobą. Zawsze mnie wspierały i były przy mnie niezależnie od sytuacji. W żużlu też wielu ludzi mi pomogło, jednak nie wpłynęli tak na moje życie. Ja prywatnie jestem inną osobą niż na żużlu. Przyznam, że lubię się bawić, jestem dużym dzieckiem. Na torze chcę pokazać się z jak najlepszej strony i mam swoje cele, jednak nie przeszkadza mi to w tym, by potrafić cieszyć się życiem. Stawiając na siebie za dużą presję, nie zdołasz osiągnąć tyle ile byś chciał. Wygrywanie to oczywiście ciągle najwspanialsze co mi się w życiu przytrafiło, jednak potrafię to odróżnić i być też normalnym człowiekiem - stwierdził.
Ważną cechą dla profesjonalnego sportowca jest umiejętność rozdzielenia życia prywatnego i zawodowego. Szczególnie, gdy bardzo szybko pojawiają się pierwsze sukcesy. - Rodzice mnie tego nie nauczyli, tylko sam się tego nauczyłem co zrobić, by być najlepszą wersją samego siebie. Nie jest tak, że w jednym człowieku jestem dwoma kompletnie różnymi osobami, tak bym tego nie nazwał. Potrafię jednak odróżnić to co robię na torze, od tego co robię w życiu prywatnym. Bardzo szybko osiągnąłem sukcesy w karierze żużlowca i równie szybko spotkałem fałszywych przyjaciół. Teraz nie mam tak dużej grupy przyjaciół, tylko kilku, na których mogę liczyć jednak na sto procent. To znaczy dla mnie dużo więcej - podsumował Bech.