Kobieta w żużlu? W dyscyplinie zdominowanej przez mężczyzn paniom trudno się przebić. Przez lata płeć piękną widziano na żużlowych stadionach wszędzie, ale nie na motocyklu. Szlak przetarła Klaudia Szmaj, która w 2013 roku zdała egzamin na licencję żużlową. Trafiła nawet do Falubazu Zielona Góra, ale kariery nie zrobiła. Sama wspominała, że zamiast jazdy zaproponowano jej ślub z obcokrajowcem. Trener Marek Cieślak wiele razy powtarzał, że dziewczyny muszą sobie zdawać sprawę z tego, że żużel to brutalny sport, a nie zabawa.
Monika Nietyksza matrymonialnych propozycji nie miała, a słowami krytyków nie zamierza się przejmować. - Powtarzali, żebym dała sobie spokój, powtarzają i powtarzać będą. Od początku słyszałam, że nie dam rady, że to nie jest sport dla dziewczyn, ale siedzę w tym środowisku już szósty rok i moje podejście nic się nie zmieniło - mówi nam wychowanka Włókniarza Częstochowa. W macierzystym klubie jeszcze nie zadebiutowała, ale ma za sobą starty w zawodach młodzieżowych w barwach klubu z Ostrowa Wielkopolskiego.
Wygrać ze stereotypami
Jako dziewczyna ścigająca się na żużlu ma problemy, by znaleźć sponsorów gotowych pomóc jej finansowo. W kwestiach treningowych i sprzętowych pomogli jej Sławomir Drabik, Andrzej Puczyński czy Sebastian Ułamek, ale to zbyt mało. Żużel to bardzo drogi sprzęt, a przedsiębiorcy wolą przekazać środki na chłopaków. Uważają, że dziewczyna na żużlu nie odniesie sukcesu, a pieniądze przez nich wydane zostaną wyrzucone w błoto. Monika Nietyksza walczy ze stereotypami.
ZOBACZ WIDEO Emerytura Anderssona nie zaszkodzi Unii
- Muszę przyznać, że jest naprawdę ciężko i są tylko pojedyncze firmy, które chcą wspomóc. Teraz jesteśmy na etapie budowania zaplecza sponsorskiego, ale jest mało chętnych osób, a szkoda - żałuje 18-latka. Ma kilka firm, które ją wspierają, ale liczy, że będzie ich więcej. Inwestycje w sprzęt są niezbędne, by Monika mogła skutecznie rywalizować z rówieśnikami.
Nietyksza w październiku tego roku będzie obchodzić 18 urodziny. Jej rówieśniczki w tym wieku myślą o dyskotekach, zabawie, zakupach czy dbaniu o swój wygląd. Ona ściga się na motocyklu. - Od zawsze ciągnęło mnie do motocykli, lubiłam z dziadkiem posiedzieć w garażu i zawsze coś zmajstrować - wspomina. To właśnie najbliżsi dbają o to, by Monice w przygodzie z żużlem niczego nie zabrakło.
Nikt w nią nie wierzył
Jej miłość to żużel. Randkować też zaczęła na stadionie. Dzięki żużlowi poznała swojego chłopaka, Damiana Pawliczaka (żużlowca Falubazu Zielona Góra). Choć dzieli ich duża odległość, nie mogą bez siebie żyć. Nie przeszkadza im również to, że stają przeciwko sobie pod taśmą. - Zawsze się śmiejemy, że zawodnik to zawodnik. W tym sezonie z pewnością będziemy mieli okazje ścigać się i to nie raz - dodała.
Żużel ukształtował jej charakter. Początkowo nikt nie wierzył, że nastolatka zda egzamin na licencję żużlową, ale ona postawiła na swoim. Rzucano jej kłody pod nogi, a ona mimo wielu przeciwności realizowała swoją pasję. - Zarówno na żużlu, jak i poza nim nie lubię słów "nie dasz rady", bo wybierając tę drogę sportową, decydując się na żużel, sama powinnam wiedzieć czy właśnie dam radę, czy też nie. Gdyby tak nie było, to bym się nie podjęła tego. Chciałam udowodnić to samej sobie, bo jeżdżę dla siebie - dodała.
Najbardziej z jej sukcesów cieszą się najbliżsi. Choć pierwsze kroki łatwe nie były. Do rozpoczęcia treningów niezbędna była zgoda rodziców. Gdy Monika zapytała ich, czy podpiszą odpowiedni dokument, mama i tata pomyśleli, że to żart. Nastolatka nie żartowała, chciała zostać żużlowcem. I została.
Kontuzja w debiucie
Zaczęła od minitoru. Tam jej pierwszym trenerem został Józef Kafel. Pojawiły się pierwsze kontuzje. W debiucie złamała obojczyk z przemieszczeniem. Wywalczyła drugie miejsce, ale jadący za nią chłopak uderzył w jej tylne koło. Nietyksza odbiła się od bandy i wyleciała przez kierownicę. Ludzie na stadionie zamarli. Szybko trafiła pod opiekę lekarzy, przewieziona została do szpitala. Diagnoza brzmiała groźnie, rodzice obawiali się, że żużel córce wyjdzie bokiem, ale ona nie zamierzała kończyć po jednym upadku.
Przerwa w treningach trwała miesiąc. Gdy z obojczykiem wszystko było dobrze, z uśmiechem na ustach wróciła do treningów. Znów pokonywała kolejne okrążenia częstochowskiego minitoru, a następnie trenowała na obiekcie Włókniarza. Nie obyło się bez upadków, ale kto nie upada, ten się nie uczy.
Urazy są dla nastolatki motywacją do dalszego działania. Na torze nie myśli o ewentualnych kontuzjach. - Nie możemy się ich bać. Żeby ich nie mieć, musielibyśmy nic nie robić. Obawiam się kontuzji, ale wiem też, że każda z nich jest dla mnie ogromną motywacja i chęcią do większego działania - stwierdziła zawodniczka.
Ujma na honorze
Rówieśnicy boją się z nią przegrać. To dla nich ujma na honorze. W czasach internetowego hejtu, porażka z kobietą w męskim sporcie jest czymś, co generuje negatywne komentarze. Sama tego nie odczuwa, ale nikt jej nie daje taryfy ulgowej. - Na torze każdy podchodzi do tego inaczej. Miałam kiedyś sytuację, że zostałam ostro zaatakowana i nie skończyło się najlepiej. Podejście do tego to sprawa indywidualna i każdy odczuwa to w inny sposób, więc błędem byłoby wrzucić wszystkich do jednego wora, bo dla jednych to jest porażka ogromna, a dla innych nie jest to problemem - powiedziała.
Choć na torze Nietyksza nie może liczyć na specjalne traktowanie, to inaczej jest w parku maszyn. - W końcu wyjeżdżając z parkingu jest rywalizacja i nie ma to znaczenia kim jest osoba obok. W parkingu zaś chłopaki podchodzą do mnie inaczej. Dziewczyna w boksie to nie jest coś spotykanego na co dzień, ale zawsze zagadają, pośmiejemy się - zakończyła.
to jest to!!!!!