Mariusz Staszewski. Skromny i na dorobku. Ma smykałkę do tego fachu (analiza menadżerów)

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Mariusz Staszewski, trener TŻ Ostrovii, w parku maszyn
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Mariusz Staszewski, trener TŻ Ostrovii, w parku maszyn

Mariusz Staszewski w przeszłości był niezłej klasy żużlowcem. Karierę sportową kończył dwukrotnie aż przeszedł na drugą stronę barykady i został trenerem. Na razie jest na dorobku, ale naprawdę nieźle rokuje. Na koncie ma już pierwsze sukcesy.

PRZESZŁOŚĆ. Mariusz Staszewski przez lata był solidnym żużlowcem. Nie należał może do wirtuozów speedwaya, ale był pewnym punktem swoich klubów, który w karierze zaliczył dosyć sporo. Karierę sportową można w jego przypadku podzielić na dwie fazy. Do 2007, kiedy zakończył ją po raz pierwszy i później od sezonu 2009, gdy w barwach ostrowskiego klubu odnawiał licencję. Wcześniej był pewnym punktem macierzystej Stali Gorzów. Punkty zdobywał też dla klubów z Częstochowy, Rybnika, Zielonej Góry i Bydgoszczy.

Po powrocie do żużla najdłużej związany był z Ostrowem. Tu znalazł drugi dom i zyskał sympatię i uznanie kibiców. Był kapitanem drużyny. W Ostrowie świętował jubileusz 20-lecia kariery. Definitywnie przygodę ze sportem jako czynny zawodnik zakończył w barwach Kolejarza Rawicz. - Czterdzieści lat to nie czas na łamanie kręgosłupa - mówił wtedy, kończąc karierę po ciężkiej kontuzji.

[color=#1d2129]Największym sukcesem jako zawodnik było indywidualne wicemistrzostwo Europy, wywalczone w Belgii w 2001 roku. Na koncie Staszewski ma także dwa medale Drużynowych Mistrzostw Polski, zdobyte w latach 1992 i 1997.

ZOBACZ WIDEO Majewski: Zawodnicy nie mogą się chować po meczu

Zobacz także: Największą niespodziankę sprawi Ostrovia

[/color]SUKCESY. Mariusz Staszewski pracuje w zawodzie stosunkowo krótko. Zdążył w tym czasie zdobyć tytuł trenera, kończąc kurs na uczelni pod Toruniem. Uprawnienia na papierze to jedna rzecz, a sukcesy zawodników to druga sprawa. Po trzech sezonach pracy z młodzieżą, może poszczycić się już pierwszymi wychowankami. Najgłośniej zrobiło się o Sebastianie Szostaku, który zdał egzamin w barwach TŻ Ostrovia. Furorę w Częstochowie zrobił z kolei Franciszek Karczewski, który zaczynał pod okiem Staszewskiego w Ostrowie, a później niespodziewanie jego talent objawił się nomen omen pod Jasną Górą.

Staszewski pierwszy sukces ma także z drużyną ligową. Nie dysponował wcale najmocniejszym zespołem na papierze w 2 LŻ, a był bliski wygrania finału play-off ze Stalą Rzeszów. Ostatecznie dopiął swego i przez baraże awansował do Nice 1. LŻ. - To mój pierwszy sukces. Mam nadzieję, że nie ostatni - mówił świętując awans.

PRZYGOTOWANIE TORU. Mariusz Staszewski w tej materii będzie pewnie mógł się wykazać na dobre dopiero w sezonie 2019. Wszystko za sprawą tego, że przed zimą w Ostrowie dosypano na torze sporo nowej nawierzchni. Tor może na wiosnę być zatem zagadką nie tylko dla rywali, ale także samych gospodarzy.

Do tej pory nikt specjalnie nie narzekał na przygotowanie toru przez Staszewskiego. - Wydaje mi się, że Mariusz potrafi bardzo dobrze współpracować z toromistrzem, a to niezwykle istotne. Kiedy trzeba było, sam brał się za przygotowanie toru. Z racji tego, że sam jeszcze niedawno się ścigał, wie, co potrzebują żużlowcy. Potrafi im także to w odpowiedni sposób przekazać i udzielić wskazówek. Co najważniejsze, sami zawodnicy mu ufają, bo czują, że Mariusz wie, co robi i zna się na swoim fachu - ocenia Staszewskiego jego pracodawca, Radosław Strzelczyk.

TAKTYKA I ROZGRYWANIE MECZU. W zasadzie do tej pory trudno było się szczególnie przyczepić do decyzji taktycznych Mariusza Staszewskiego. Pierwsze wątpliwości pojawiły się po finałowym meczu play-off w Ostrowie ze Stalą Rzeszów, kiedy to w wyścigach nominowanych pojechał Kamil Brzozowski, a nie Zbigniew Suchecki, który wydawał się lepiej dysponowany w końcówce zawodów.

Staszewski po meczu rzeczowo tłumaczył swoje decyzje dziennikarzom. Co ważne, nie chował głowy w piasek, ale potrafił uzasadnić, takie a nie inne wybory. - Przyglądaliśmy się z boku tej sytuacji i widzieliśmy, dlaczego została podjęta taka decyzja. Jeśli jeden z zawodników mówi, że nie czuje się na siłach startu w wyścigach nominowanych i nie chce brać na siebie ciężaru odpowiedzialności, a drugi wręcz rwie się do jazdy, to trener musi podjąć męską decyzję. Pewnie ta sytuacja też wiele nauczyła trenera Staszewskiego. Widząc kulisy tej sytuacji, absolutnie rozumieliśmy taką, a nie inną obsadę wyścigów nominowanych - wyjaśnia Strzelczyk.

WSPÓŁPRACA Z MŁODZIEŻĄ. Bez dwóch zdań to konik Mariusza Staszewski. Widać, z jaką pasją przekazuje młodym adeptom sportu żużlowego swoją wiedzę i doświadczenie. - Ma rękę do młodzieży. Ma świetne podejście do szkółkowiczów. Moim zdaniem z powodzeniem mógłby pracować jako nauczyciel w szkole. Cieszy się autorytetem wśród młodych zawodników i adeptów. Traktuje ich prawie jak ojciec. Dba o nich jak mało kto - chwali Staszewskiego Radosław Strzelczyk.

Zobacz także: Klindt nie wykorzystał potencjału

Pierwsze efekty trzyletniej pracy Staszewskiego w Ostrowie już się pojawiają. Kolejne przyjdą na pewno w następnych latach. Prowadzenie szkółki żużlowej wymaga cierpliwości. Cierpliwości, której brakowało poprzednikom Radosława Strzelczyka i Waldemara Górskiego. Teraz wydaje się, że właściwe osoby, czyli zarząd i właściwy trener, Mariusz Staszewski, spotkały się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Efekty tej współpracy wkrótce TŻ Ostrovii może zazdrościć żużlowa Polska.

DODATKOWE ATUTY. Mariusz Staszewski od początku swojej pracy trenerskiej stawiał na atmosferę. W parku maszyn chciał mieć zawodników, którzy będą ze sobą współpracowali, a nie obrażali się na siebie. Trzeba przyznać, że do tej pory młodemu trenerowi to się udaje. Nie mając przecież najsilniejszego składu w lidze, stworzył naprawdę rozumiejący się zespół. Musiał podejmować niepopularne decyzje, jak choćby odstawianie jednego krajowego seniora od składu, ale nawet wtedy udawało mu się utrzymać atmosferę. Staszewski był po prostu szczery i nie owijał w bawełnę.

- Mariusz ma to coś, co sprawia, że tworzy się zespół. Zawodnicy ufają mu i dobrze czują się w drużynie. Ponadto nie przypominam sobie sytuacji, byśmy się w klubie z nim pokłócili, a przecież często zdarzają się trudne sytuacje, gdy trzeba podejmować męskie decyzje lub gdy mamy odmienne zdania. Zawsze jednak potrafimy to rozwiązać merytoryczną rozmową - podkreśla Strzelczyk.

Staszewski nie lubi, gdy jest o nim głośno w mediach. Powtarza, że to zawodnicy robią wynik i ich trzeba chwalić, kiedy wygrywają, a nie jego. Chyba po tym artykule się nie obrazi? Wszak na razie trudno przyczepić się do efektów pracy 44-letniego trenera. I oby tak zostało także po sezonie 2019, bo przed Mariuszem Staszewskim znacznie większe wyzwanie.

Źródło artykułu: