Wraca, ogrywa mistrza świata i znika. Echo po Szombierskim w Rybniku nigdy nie ucichnie
W środowisku żużlowym próżno szukać drugiej tak niespotykanej postaci jak Rafał Szombierski. Pod względem kontrowersji nie ma sobie równych, jednak swoimi wyczynami na torze w przeciągu swojej burzliwej kariery zdobył serca wielu kibiców.
Rafał Szombierski jest wychowankiem RKM-u Rybnik. Pod wodzą śp. Jana Grabowskiego zdobył licencję w roku 1998, mając wówczas 16 lat. Za dostrzeżenie potencjału oraz obdarzenie opieką na początku kariery trener również usłyszał od swojego podopiecznego "ciepłe" słowa. Na prezentacji drużyny ROW-u Rybnik na sezon 2016, Szumina zapytany o Jana Grabowskiego, przechodzącego wówczas na emeryturę odpowiedział w swoim stylu: "Brakuje mi go jak zeszłorocznego śniegu".
Od początku przygody z żużlem był związany z Rybnikiem. Macierzysty klub opuścił po 9 sezonach po licznych sprzeczkach z ówczesnym zarządem, osiągających apogeum w roku 2007 podczas pamiętnej konferencji. Szombierski nie szczędził wtedy gorzkich słów kierowanych w stronę trenera Mirosława Korbela i ówczesnego zarządu klubu. Po tym incydencie przeniósł się do II-ligowego, ukraińskiego Speedway Równe, kończąc sezon 2008 ze średnią biegową 1,333 - najsłabszą w swojej dotychczasowej seniorskiej karierze. Choć oficjalnie nie zakończył wtedy kariery wielu mówiło, że jego czas dobiegł już końca, bo bez zmiany podejścia do sportu i ciężkiej pracy nie osiągnie nic więcej. Po zakończonym sezonie wyjechał do Niemiec i tam zajął się pracą fizyczną.
ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegółyCzytaj także: Prokuratura zajmie się sprawą słów prezesa ROW-u. Konieczne pojednanie z Łagutą
Powrót do kraju. Wrócił w roku 2010. Otrzymał wówczas kredyt zaufania od Mariana Maślanki, a kibice Włókniarza Częstochowa pukali się w czoło, podważając słuszność decyzji ówczesnego prezesa. Jednak powroty to coś, w czym Szumina był specjalistą. Nikt nie spodziewał się, że Szombierski po ponad rocznej przerwie od jazdy na motocyklu i trzyletniej od występów w Ekstralidze zdoła udźwignąć ciężar rozgrywek. Na swoją szansę czekał do ósmej kolejki, w której Włókniarz podejmował WTS Wrocław. Szombierski już w swoim pierwszym starcie wygrał, a całe zawody zakończył z 9 punktami (3, 0, 3, 3, 0), zostając okrzyknięty bohaterem, zapewniając Lwom zwycięstwo w meczu.
Powrót do domu. W czerwcu 2014 roku Szombierski został wypożyczony do swojego macierzystego klubu. Również tutaj wrócił na ósmą serie rozgrywek, w której ŻKS ROW Rybnik mierzył się z KMŻ-em Lublin. Czwarty bieg zawodów, taśma w górę, pierwszy łuk i upadek zawodnika w kasku czerwonym. Kibice na stadionie, których oczy skierowane były właśnie na Szuminę zamarli, bo pupil publiczności sprzed lat długo nie podnosił się z toru.
Gdy już wstał, udał się do parku maszyn o własnych siłach i wystąpił w powtórce, wygrywając z ogromną przewagą. Choć wygrany bieg dał kibicom nadzieje na solidny występ w całym meczu, Szombierski nie pojawił się już więcej na torze, a pomeczowe badania lekarskie wskazały na kontuzję więzadła barkowo-obojczykowego. - To był taki wielki ból, że myślałem że zjadę, ale jakoś dowiozłem wtedy te 3 punkty - wspominał Szumina.
Ogranie mistrza i kontuzja. W sezonie 2015, gdy ROW Rybnik walczył o awans do Ekstraligi Szombierski wystąpił w zaledwie dziewięciu biegach, nie wygrywając żadnego z nich. Pozostał w kadrze macierzystej drużyny na sezon 2016, będąc rezerwowym. Walczył na treningach i czekał cierpliwie na swoją szansę, a gdy już ją dostał, przypomniał o sobie w jedyny słuszny sposób, taki by znów było o nim głośno.
Dostał od trenera Piotra Żyto szansę w połowie sezonu, w domowym meczu rybniczan ze Spartą Wrocław. Wpisany pod numerem 9, wystąpił w pierwszym biegu zawodów, ustawiając się pod taśmą obok mistrza świata, Taia Woffindena. Start wyścigu, Szumina na czele, z łatwością odjeżdża od rywali, machając w swoim stylu głową do kibiców, jeszcze w czasie trwania biegu. Zdobył podobnie jak w pierwszym meczu po powrocie do kraju, 9 punktów (3, 3, 0, 3, 0).
- Trzeba się nazywać Szombierski, jeździć na torze w Rybniku i być do tego jeszcze pozytywnie zakręconym, żeby zrobić coś takiego. Tylko ten gość to potrafi. Rafał pokazał prawdziwą klasę. Szacunek dla niego i całego zespołu, który pojechał dziś rewelacyjne zawody - powiedział po spotkaniu Krzysztof Mrozek.
Po starciu z Wrocławiem, ROW w kolejnym meczu podejmował drużynę Falubazu Zielona Góra. Po wspaniałym występie swoje miejsce w składzie znalazł Rafał Szombierski. I tak samo jak dziesięć dni wcześniej, wygrał pierwszy bieg zawodów, dając kibicom nadzieje na kolejny pokaz umiejętności. Jednak już w drugim swoim starcie, upadł w pierwszym łuku i złamał kość śródręcza prawej ręki. Kontuzja okazała się na tyle poważna, że wychowanek klubu z Rybnika w sezonie 2016 nie pojawił się już więcej na torze.
Czytaj także: Rosjanie grzmią. Karma wróciła do Polaków, kiedyś to oni oszukali Łagutę
W 2017, czyli ostatnim roku swoich startów nie tylko dla ROW-u Rybnik, ale też w dotychczasowej karierze nie był już tak skuteczny. W 8 meczach wykręcił średnią na poziomie zaledwie 1,039 punktu na bieg. Kiedy czarował i osiągał sukcesy jako junior, wielu mówiło, że ma talent pokroju najwybitniejszych zawodników pochodzących z Rybnika. Nigdy jednak nie podchodził do sportu zbyt poważnie i talentu nie podparł pracą.
Mimo to jako jedyny wychowanek klubu z Rybnika zdołał wywalczyć medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Sztuki tej dokonał w roku 2003 na torze w szwedzkiej Kumli, zdobywając brąz. Brązowy medal jeszcze jako junior wywalczył także w roku 2002, w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy rozegranym w Rybniku.
O Szuminie znów, tak jak 10 lat temu, zrobiło się cicho. Nie wiadomo, czy wróci jeszcze na żużlowe tory, czy spróbuje jeszcze choć raz poderwać publikę swoimi wyczynami i czy zdoła jednocześnie prowadzić motocykl i machać w swoim stylu do kibiców. Mógłby pójść tropem m.in Damiana Balińskiego, starszego od siebie o 5 lat i ścigać się jeszcze, aż do zakończenia kariery na drugoligowym froncie. Jednak Szumina nigdy nie chciał iść czyimś tropem. Zawsze był sobą, cieszył kibiców, nie bał się prawdy i otwarcie o niej mówił, a żużel traktował bardziej jako zabawę niż pracę zawodową. Obecnie wydaje się, że "znowu" spalił za sobą mosty, wyśmiewając ofertę Krzysztofa Mrozka na sezon 2017 mówiąc, że nie potrzebuje jałmużny. W marcu skończy 37 lat, choć wydaje się że w przypadku Szombierskiego to nie byłby problem. Gdyby dostał szansę i dobry motocykl, mógłby jeszcze raz doprowadzić kibiców do euforii.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>