Cztery okrążenia z nietypowym Januszem, czyli jak Stachyra stał się legendą Stali Rzeszów

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Janusz Stachyra w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Janusz Stachyra w kasku niebieskim

Janusz Stachyra jeździł z żurawiem na piersi przez 18 lat. Ponadto miał ogromny wkład w wyszkolenie kolejnych pokoleń zawodników. Aktualnie wciąż pozostaje blisko żużla i realizuje się jako trener i toromistrz w jednym.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsze okrążenie - początek żużlowej przygody

Licencję żużlową uzyskał na torze w Opolu w 1979 roku. Trzy miesiące po jej zdobyciu doznał złamania obojczyka i kości nadgarstka. Urazy te wymusiły rozbrat z żużlem już na chwilę po otrzymaniu żużlowego prawa jazdy. - Wylądowałem w szpitalu, sezon się dla mnie skończył. Największy problem był z nadgarstkiem, który nie za bardzo chciał się goić. W prasie pojawił się artykuł, że Stal Rzeszów potrzebuje juniorów. Przyjechałem, dostałem sprzęt i wszystko było tak naprawdę w moich rękach - wspomina Stachyra

Debiut ligowy w barwach Stali Rzeszów zaliczył w 1981 roku. Już na samym początku swojej przygody z żużlem został wypchnięty na głęboką wodę. Pierwszy mecz w jakim przyszło mu walczyć o punkty to wyjazd do Tarnowa na derby z miejscową Unią. Dla młodego Stachyry nie mogła się nadarzyć lepsza okazja na pierwsze ligowe punkty, niż elektryzujący pojedynek z rywalem zza między. Wtedy też przekonał się, że zawody ligowe to zupełnie inna rzeczywistość niż jazda na treningach.

Stachyra wystartował wówczas w trzech biegach, z których ukończył tylko jeden (0,w,-,-,d). Tej zdobyczy nie można nazwać jednak rozczarowaniem, bo powszechnie wiadomo, że debiuty nie zawsze są udane. Jeśli jednak dodać, że mecz zakończył się wynikiem 45:45, to można śmiało wywnioskować, że jeden punkt Stachyry mógł diametralnie zmienić wynik całego spotkania. Z meczu na mecz radził sobie jednak coraz lepiej kończąc debiutancki sezon ze średnią 1,316 pkt./bieg.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Kołodziej i Dudek mówią o gigantycznych kosztach zawodników

[/color]

Drugie okrążenie - rozwój kariery

Przez kolejne 12 lat startował z żurawiem na piersi. Z czasem nadeszły sukcesy zarówno te indywidualne jak i drużynowe. W 1989 roku w parze z Janem Krzystyniakiem zdobył srebrny medal Mistrzostw Polski Par Klubowych na torze w Lesznie, a rok później wspomniana dwójka odebrała identyczny krążek w Rzeszowie. W trakcie swojej kariery oprócz Stali Rzeszów reprezentował także kluby z Częstochowy i Lublina. W barwach Lwów zdobył Drużynowe Mistrzostwo Polski. Jak sam jednak mówi, to ze Stalą ma najlepsze wspomnienia. - Stal Rzeszów jest klubem, w którym miałem najlepsze wyniki w swojej karierze. Oczywiście dobrze też wspominam okres z Włókniarzem, ale to w Rzeszowie jeździłem przez 18 lat - mówi Stachyra.

Sukcesy na krajowym podwórku nie miały jednak odbicia na arenach międzynarodowych. Wówczas Indywidualny Mistrz Świata był wyłaniany wskutek jednodniowego finału (raz dwudniowego), a przepustką do niego był pomyślny wynik w finale kontynentalnym. Stachyra trzykrotnie próbował swoich sił w eliminacjach. W 1987 roku awansował do finału kontynentalnego w Lonigo. Zawody ukończył zajmując 8. miejsce.

Trzecie okrążenie - trener szkółki w Rzeszowie

Stachyra szkoleniem młodzieży zajmował się już jako czynny zawodnik Stali Rzeszów. Spod jego skrzydeł wyszli m.in. jego syn Dawid, Karol Baran  czy Paweł Miesiąc. Następnie zaliczył przerwę w prowadzeniu szkółki, po to, by za kilka lat znów wrócić do szkolenia adeptów sportu żużlowego. Wychował Dawida Lamparta i ponownie przestał pracować z młodymi. Pytany o powód tych przerw odpowiada: - Nie było mnie, bo komuś coś nie odpowiadało, bo Stachyra był zbyt wymagający, bo łatwiej było kupić niż wychować.

Janusz Stachyra (kask niebieski) asekuruje syna Dawida / fot. archiwum Piotra Stachyry
Janusz Stachyra (kask niebieski) asekuruje syna Dawida / fot. archiwum Piotra Stachyry

W środowisku żużlowym faktycznie mówi się, że Stachyra jako trener narzuca twarde zasady i skrupulatnie pilnuje dyscypliny. Musi być w tym ziarnko prawdy, bo to przecież trener Stachyra zdecydował się na współpracę z Oskarem Polisem w celu okiełznania jego wybuchowego charakteru. Takie metody nauczania nie spodobały się z kolei Patrykowi Wojdyle. To właśnie brak możliwości porozumienia z trenerem był podawany za jeden z głównych powodów odejścia wychowanka Stali do Wrocławia.

Przygotowując artykuł dotarłem do kibica Stali Rzeszów, który w latach 90. trenował w szkółce pod okiem Janusza Stachyry. - Na treningach nauczyłem się co to dyscyplina. Stachyra nie uczył nas samego żużla. On nas po prostu wychowywał. Dla niego zawsze najistotniejszy był szacunek do starszego. Wpajał młodym chłopakom przekonanie, że młodszy zawsze ma się słuchać starszego. Jako trener i nauczyciel nagradzał pokornych i pracowitych. Mój pierwszy trening przestałem ubrany w skórę otwierając bramę wjazdową dla seniorów wyjeżdżających na tor. Pod koniec treningu Stachyra pozwolił mi wsiąść na motor i przejechać parę kółek. To było coś niesamowitego - opowiada.

Czwarte okrążenie - czy to już meta?

Przez ostatnie lata Stachyra pełnił rolę trenera i toromistrza w rzeszowskiej Stali. Nie zraziły go problemy finansowe, które pojawiły się już za czasów prezesa Andrzeja Łabudzkiego. Pozostał w klubie będąc świadomym, że nad Stalą zawisły ciemne chmury.

W wywiadzie udzielonym przed sezonem 2017 przyznał, że kocha Stal, kocha Rzeszów i nie wyobraża sobie, aby mógł zostawić klub w trudnych chwilach. Zmontowany wówczas skład nie gwarantował wyjazdowych zwycięstw. Niezwykle istotne stały się mecze domowe, a mówi się, że nikt nie jest w stanie lepiej przygotować toru przy Hetmańskiej niż Stachyra. To on umie przygotować powtarzalny tor, który nie będzie zaskoczeniem dla swoich podopiecznych, a który sprawi niespodziankę dla przyjezdnych.

Historia legendy kończy się aktualnie jedną niewiadomą. Gdzie wyląduje Janusz Stachyra w obliczu (miejmy nadzieję) rocznej przerwy od żużla w stolicy Podkarpacia? Jakkolwiek by się nie stało, to w Rzeszowie należy mu się szacunek. Janusz Stachyra to bezdyskusyjnie kawał historii rzeszowskiego czarnego sportu.

Źródło artykułu: