[b][tag=60082]
Dariusz Ostafiński[/tag], WP SportoweFakty: To jak to jest z pana psychiką. Pytam, bo słyszałem, że dwa lata temu miał pan dosyć żużla i niewiele brakowało, by przestał pan jeździć.[/b]
Michał Gruchalski, żużlowiec forBET Włókniarza Częstochowa i reprezentacji Polski: Faktycznie w 2017 roku przyszło zwątpienie. Debiutowałem w PGE Ekstralidze i wiązałem z tym konkretne nadzieje. Coś we mnie pękło w meczu z GKM-em. Jechaliśmy bieg juniorski na 5:1, ale przed metą strzelił mi łańcuch i skończyło się na remisie. Gdyby wyścig potoczył się inaczej, to wygralibyśmy tamto spotkanie, a drużyna zajęłaby wyższe miejsce. Zawaliłem. Sprzęt odmówił posłuszeństwa, ale odechciało mi się żużla. Ta sprawa siadła w mojej głowie i straciłem całą miłość do sportu. Przestało mnie to kręcić.
Czytaj także: Przepis trenera kadry na złoto w Grand Prix
Kto pomógł zmienić panu zdanie?
Trener Lech Kędziora. Dużo ze mną rozmawiał, dużo trenowałem, w ogóle robiłem wiele rzeczy, które pozwoliły mi nabrać więcej pokory. Nauczyłem się, że dużo zależy od sprzętu, bo jak nie jedzie, to głowa siada. Zacząłem trochę współpracować z psychologiem i oto jestem.
Zakładam, że łatwo panu nie było, ale może tamto doświadczenie było potrzebne. To chyba był taki punkt zwrotny pańskiej kariery?
Można było z tamtej sytuacji wyciągnąć pozytywy, aczkolwiek trochę to czasu zabrało. Pierwsze dni po tąpnięciu w meczu z GKM-em były bardzo trudne. Nie przyjeżdżałem na treningi, nie miałem na to ochoty, to mnie nie jarało. W końcu zacząłem się jednak bardziej przykładać i powolutku układać sobie to wszystko w głowie. W miarę to poszło, a już końcówka poprzedniego sezonu pokazała, że wyszedłem na prostą.
I chyba trochę szkoda, że przed panem ostatni rok startów juniorskich.
Żałuję bardzo, ale to nie do końca moja wina. Trochę to skomplikowali ludzie zarządzający drużyną. Mówię tutaj o tym momencie, gdy byliśmy w pierwszej lidze, a podstawowymi juniorami byli Oskar Polis i Hubert Łęgowik. Dla mnie nie było wtedy miejsca, mogłem iść na wypożyczenie, ale nie zgodzono się i zostały mi tylko zawody młodzieżowe.
Prezes Michał Świącik blokował?
Nie. Z prezesem mam dobre relacje, wręcz przyjacielskie i złego słowa nie mogę o nim powiedzieć. Dużo mi pomógł, ciągnął mnie w górę, a w trudnym dla mnie okresie też był ze mną. A na wypożyczenie nie zgodziła się jedna z osób ze sztabu szkoleniowego.
Dlaczego?
Myślę, że mogło chodzić o to, że trenerzy chcieli mieć dobry skład na zawody juniorskie. Pewności jednak nie mam, bo w głowie innych nie siedzę. Wtedy przystawałem na to, co mi narzucono, a teraz żałuję, bo dzięki wypożyczeniu i regularnym startom mógłbym być teraz na innym poziomie.
Źle jednak nie jest. Rok temu niewiele zabrakło, a dostałby pan nominację na juniora roku na prestiżowej Gali PGE Ekstraligi. Byłem w jury, nie głosowałem na pana, ale muszę przyznać, że później żałowałem.
Czytałem te artykuły. Dla mnie znaczące jest już jednak to, że zostałem zauważony, że ktoś mnie docenił.
Czytaj także: Hampel: Nigdy nie złamałem danego słowa
Plany na ten rok?
Bez celów indywidualnych. Chcę być znaczącym punktem w drużynie Włókniarza. Dołożę wszelkich starań, by to się udało, chcę wygrywać.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły
[/color]
Jako drużyna jesteście mocniejsi niż rok temu.
Tak, bo rok temu mieliśmy trochę braków. Nic poważnego, małe detale. W sumie niewiele nam zabrakło do medalu.
Chyba tylko zdrowego Lindgrena.
To chyba najbardziej. Przez kontuzję nie mógł jeździć na takim poziomie jak na początku sezonu. Jeśli chodzi o mnie, to ocknąłem się na koniec sezonu. Jak dotarliśmy do play-off, to powiedział sobie, kiedy, jak nie teraz. Każdy bieg był dla mnie na wagę złota.