Betard Sparta Wrocław była i wciąż jest gotowa na zakontraktowanie Grega Hancocka. Warunek jest jeden. To sponsorzy zainteresowani jazdą 4-krotnego mistrza świata we wrocławskim klubie mają przynieść jego kontrakt na tacy. Dotąd się to jednak nie zdarzyło i nie wiadomo, czy jeszcze się wydarzy.
Działacze Sparty nie płaczą jednak za Hancockiem. Mówią, że już teraz drużyna jest bardzo mocna i dobrze zbilansowana. Jest trójka wyraźnych liderów (Tai Woffinden, Maciej Janowski, Max Fricke), jest dwóch ciekawych doparowych z możliwościami (Jakub Jamróg, Vaclav Milik), jest mocny junior (Maksym Drabik) i niezły rezerwowy (Gleb Czugunow), który potrafi wygrywać ważne biegi.
Gdy idzie o minusy, to słabiej obsadzona jest pozycja drugiego juniora (Patryk Wojdyło). Za niego jednak Hancock by nie wskoczył. Greg mógłby trafić do Sparty wyłącznie kosztem Milika. W Sparcie wykazują jednak, że i bez tej roszady notowania wrocławskiej drużyny są wysokie. Bukmacherzy (ich zdanie wrocławscy działacze cenią bardziej niż opinie ekspertów) Spartę z Milikiem widzą w finale. To oznacza, że Hanckock nie jest żadną wartością dodaną.
Być może obecność Hancocka w składzie zwiększyłaby szanse Sparty już w samym finale. Trudno to jednak zweryfikować, a nikt w klubie nie wyda ryczałtem 1,2, czy 1,5 miliona złotych, by się o tym przekonać. Wracamy więc do punktu wyjścia, czyli kontraktu przyniesionego na tacy przez sponsorów. Tylko takie rozwiązanie zainteresuje wrocławski klub.
Swoją drogą w Sparcie cieszą się z medialnego bombardowania Hancockiem, bo pokazuje one całą prawdę o zespole. Żaden z zawodników, z Milikiem włącznie, nie przyszedł do działaczy pytać, czy to prawda i co to dla niego oznacza. Milik zacisnął zęby i pracuje ze zdwojoną mocą, chcąc pokazać, że warto dać mu szansę.
ZOBACZ WIDEO SEC na Stadionie Śląskim. Tak było w 2018 roku!