Łotysze już parę razy ocierali się o PGE Ekstraligę. Mimo, że kilka lat temu zwyciężali zaplecze najlepszej ligi świata, za każdym razem na drodze do awansu stawał bezduszny regulamin. Radość z powodu wygrania rozgrywek na pierwszym poziomie trwała więc krótko. Działacze, trenerzy i zawodnicy Lokomotivu musieli obchodzić się smakiem, choć starali się nakłonić nasze władze do zmiany nastawienia względem ich klubu i pozwolić na jazdę w PGE Ekstralidze (jednym z warunków jaki stawał na przeszkodzie był brak posiadania stadionu na terenie Polski). Bezskutecznie. Ich prośby trafiały w próżnię, dlatego dali sobie spokój.
Wyszli z założenia, że nie ma sensu walczyć z czymś, na co nie mają wpływu, a ewentualne obrażanie się i tak by nic nie dało. Dla ekipy z Daugavpils już same występy w Nice 1.LŻ są bowiem sporą nobilitacją i przynoszą określone profity. Nie kiszą się we własnym łotewskim sosie, a ścigając się w Polsce regularnie podnoszą poziom narodowego żużla. Coraz prężniej działa szkółka Lokomotivu, kolejni, miejscowi zawodnicy czynią wyraźne postępy pod okiem trenera Nikołaja Kokina.
Andrzej Lebiediew: PGE Ekstraliga nie wybacza. Nikt nie czeka na to aż się odbudujesz
- Nie jesteśmy rozczarowani tym, że ciągle blokuje się nam możliwości awansu. W przerwie zimowej to fajny temat do rozważań, ale my chyba się już przyzwyczailiśmy - mówi nam szkoleniowiec Lokomitivu Daugavpils. - Przyjeżdżając na zawody, przygotowując się do nich bezpośrednio, rozstawiając przed meczem motocykle w parku maszyn podobne myśli nam już nie towarzyszą. Chcemy wtedy wygrywać pojedyncze wyścigi, mecze i zdobywać punkty. Później patrzymy w terminarz i rozpisujemy plan działania na kolejny tydzień. Nie ma czasu na zaprzątanie sobie głowy innymi sprawami niż następne zawody. Mamy wystarczająco dużo roboty w klubie - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO Majewski: Tomek Gollob budzi się do życia