FIM wprowadzi nową regulację w żużlu w 2020 roku. Z limiterem obroty silnika nie przekroczą granicy mniej więcej 13 tysięcy. - Dzięki limiterowi silnik będzie mógł się śmiać z zawodnika. Będzie mu mówił: ja będę dłużej żył, bo to nie wykręcisz na starcie maksymalnych obrotów - opowiadał nam mechanik Jacek Filip (czytaj więcej TUTAJ).
Z zamontowanym limiterem korbowód i tłok nie będą narażone na takie obciążenia, co przełoży się na dłuższą przydatność silnika. To natomiast poskutkuje oszczędnościami dla zawodników. Minus: żużlowcy nie odkręcą już manetki gazu na maksa.
- Myślę, że to dobra zmiana dla speedwaya, ponieważ są zawodnicy, którzy nie rozumieją, że nie można zużywać silnika do granic możliwości. Wprowadzenie limitera sprawi, że nie wszyscy, ale wielu zawodników zaoszczędzi pieniądze - komentuje Finn Rune Jensen, znany tuner, w rozmowie z polsatsport.pl.
Zobacz także: GP: Trening czyni mistrza. Artiom Łaguta przerabia to na sobie
Mówi się, że najmniejsze problemy po wprowadzeniu limitera będzie miał Greg Hancock, który nie startuje na pełen gaz. Ale ci, którzy praktykują taki sposób wyjeżdżania spod taśmy, będą musieli uczyć siężużla na nowo.
- Sądzę, że to będzie dobre rozwiązanie dla każdego. Być może będą tacy zawodnicy, którzy operując manetką gazu nie będą z tego zadowoleni, ale jest wielu dobrych, profesjonalnych żużlowców, którzy za bardzo eksploatują silnik. Wprowadzenie limiterów będzie więc oznaczać oszczędność kosztów dla każdego - stwierdza Finn Rune Jensen.
ZOBACZ WIDEO Świetny Tai Woffinden. Zobacz skrót meczu Betard Sparta Wrocław - Stelmet Falubaz Zielona Góra