Za nami dopiero dwie kolejki PGE Ekstraligi, a już w kilku klubach rozległy się większe bądź mniejsze alarmy. Przynajmniej w trzech zespołach mają o czym myśleć. W Gorzowie problem jest podwójny. Nosi nazwiska Kasprzaka i Kildemanda. W Toruniu oczy bolą od oglądania "padaki" w wykonaniu Jacka Holdera. Gdyby nie to, że we Wrocławiu mają wartościowego juniora Maksyma Drabika już dawno zastanawiano by się, co zrobić z Vaclavem Milikiem.
Znów pojawiają się głosy, że największym wygranym pierwszych serii obok demonstrującej piekielna siłę Fogo Unii Leszno nawet bez Jarosława Hampela jest... Greg Hancock. Amerykanin ze spokojem śledzi w swoim domu rozwój wypadków. Próbując nieco wejść w skórę Amerykanina, czytając komentarze prasowe, wsłuchując się w opinie już zacierałbym ręce i zstępował z nogi na nogę. A w głowie powtarzałbym sobie "zaraz gdzieś tu będę potrzebny".
Czytaj także: Ostafiński: Zarzucono nam grillowanie Get Well. Czy słusznie?
A co ciekawe, dokładnie z tymi samymi, wymienionymi na początku klubami Jankes jest łączony od kilku miesięcy. Na tej liście nie ma już Speed Car Motoru Lublin, do którego przypisywano go najczęściej. Beniaminkowi wyszło na dobre stawianie na Polaków z delikatnego cienia - Dawida Lamparta i Pawła Miesiąca. Jakub Kępa wytrzymał ciśnienie, nie szukał pozostając w atmosferze bieżących świąt kwadratowych jaj. Jak spadać i, o ile godzić się z degradacją, to ze świadomością czystego sumienia. Teraz dostaje nagrodę najpiękniejszą jaką mógł tylko sobie wyobrazić, ponieważ zachwytów nad jego ekipą nie ma końca. A przecież Motor będzie jeszcze mocniejszy, kiedy powrócą Grigorij Łaguta i być może w dalszej perspektywie Grzegorz Zengota. No i na co komu Hancock, aż ciśnie się na usta?
ZOBACZ WIDEO Jakub Jamróg: Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie ciężki sezon we Wrocławiu
Inna sprawa, że sam Greg nie siedzi bezczynnie i nie czeka aż zleci mu manna z nieba. Sam lubi się przypomnieć. Chwyta za telefon i przekręca numer do danego ośrodka, że jakby coś, to on stoi tuż za rogiem, a busa z motocyklami ma dwie ulice dalej.
W Toruniu ponoć już zdążyli odesłać go z kwitkiem. Spokojnie, tego kierunku też stanowczo nie przekreślajmy. Tam dopiero zapaliła się podłoga. Całkowicie gruntu pod nogami jeszcze nie stracili. Poczekajmy w jakiej formie wróci Rune Holta. A może cieniującego Chrisa Holdera warto utemperować i pogrozić mu Hancockiem, dać do zrozumienia, że nie jest świętą krową i pokazać mu kierunek na ławkę rezerwowych. Zawodnicy nie raz i nie dwa robili w konia naszych działaczy, więc jeden niewinny "blefik" czującemu się na razie bezkarnie Australijczykowi pewnie by nie zaszkodził.
Czytaj także: W Toruniu zaprzeczają by dzwonili do Hancocka
Od jednego z byłych prezesów usłyszałem niedawno, że kto zmięknie i weźmie Hancocka będzie frajerem i się lekko wygłupi. Sam Amerykanin zatriumfuje, wyjdzie na jego, bo ponownie wydoi któryś polski zespół na niezłą kasę. Pełna zgoda. Łatwo będzie odczytać między wierszami, że szefowie takiego klubu przyznają się do błędu. Niewerbalny przekaz zabrzmi mniej więcej tak: źle zbudowaliśmy skład w okresie transferowym. Musimy teraz wywrócić całą koncepcję do góry nogami. Angaż Hancocka nie wyniknie bowiem z kontuzji jednego z ogniw, ale z chęci ratowania czego się da.